Autor: Redakcja arhn.eu

Kategoria nadrzędna
Redakcja arhn.eu

Niepojmowalny rozumem byt stanowiący amalgamat jaźni i skondensowany do formy eterycznej.

Cykl The Legend of Zelda obfituje w masę doskonałych tytułów i aż szkoda, że nie wszyscy polscy gracze są z nim zaznajomieni. Nie wiecie, ile tracicie. Jeśli chcecie to zmienić, A Link Between Worlds wydaje się najlepszym wyborem. Zadowoleni będą zarówno kompletni nowicjusze, jak i fani marki, bo mowa tu o pozycji niesamowicie grywalnej i dopracowanej w każdym niemal szczególe. Brawo, Nintendo!

Włączając radio czy idąc do galerii handlowej, do naszych uszu dociera „Last Christmas” bądź inne „Jingle Bells”, a ubrani na czerwono staruszkowie uśmiechają się z reklam, opakowań w sklepach lub zza sztucznej brody miastowych przebierańców. Po ulicach natomiast wala się igliwie z wykarczowanych połaci sosen i świerków, sprzedawanych na każdym rogu, a do tego dziś wigilia. Dla jednych koniec przygotowywań, a początek kilku dni świątecznego lenistwa, dla innych dzień jak co dzień.

Pamiętacie przygody Connora? To dopiero było rozczarowanie. A teraz wyobraźcie sobie, że ktoś wywalił z tej gry wszystkie nietrafione pomysły, a w zamian dołożył to co najlepsze w żywocie karaibskiego pirata! Taki jest Assassin’s Creed IV: Black Flag, gra sama w sobie bardzo udana, ale dopiero w porównaniu z poprzednikiem widać, jak wyraźny to krok naprzód w tej nieco skostniałej serii. Tytuł dostępny jest na PC, PS4, XOne, PS3, X360 i WiiU.

Przed rozpoczęciem gry bardzo obawiałem się spotkania z tym tytułem. Mając na uwadze poprzednie odsłony, aż skręcało mnie na samą myśl o identycznej rozgrywce, nudnym bohaterze i miałkiej fabule toczącej się od kilku lat i nie potrafiącej przestać. I, prawdę mówiąc, był to jeden z największych błędów w moim życiu. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że Black Flag to najlepszy Assassin’s Creed, jakiego wydano do tej pory. Zmian nie ma wiele, więc gra nie jest może czymś rewolucyjnym, bo w głównej mierze napotkamy tu stare schematy ulepszone i dopasowane do obecnego klimatu.

Cykl Gran Turismo jest jednym z najbardziej przełomowych w ramach nie tylko gier wyścigowych, ale i całej elektronicznej rozrywki. Stawiająca w dużej mierze na realizm, marka wielokrotnie zawładnęła sercami graczy, a każda jej odsłona cieszyła się świetnymi wynikami sprzedaży. Nic w tym dziwnego – produkcje te za każdym razem cechowały się piękną oprawą wizualną, niezwykle przyjemną rozgrywką i pasją w odwzorowaniu każdego detalu tego, co w serii Gran Turismo najważniejsze – samochodów i ich prowadzenia.

Mafia II nie może się pochwalić taką skalą (w kwestii budowy świata czy rozmachu) jak duże sandboksy z najwyższej półki: seria Grand Theft Auto albo Sleeping Dogs, a mimo to przyciąga bardziej kameralną – jeśli można to tak określić – atmosferą i mniej chaotyczną rozgrywką. Zawdzięczamy to mniejszemu miastu i skupieniu się przede wszystkim na głównym wątku fabularnym. Wiele osób miało za złe wydawcy i developerom taki stan rzeczy (szczególnie, że widać jak na dłoni wycięte DLC z „fuchami”), ja jednak postarałem się znaleźć zalety produkcji naszych czeskich sąsiadów.

Prawdopodobnie ten tok myślenia doprowadził do stworzenia i wydania gier, które można określić horrorami. Alone in the dark, Resident Evil, Silent Hill, to przedstawiciele tego gatunku w głównym nurcie, jednak i twórcy niezależni nie mają się czego wstydzić. Niskobudżetowe gry, takie jak Amnesia i Slender często przerażają dużo skuteczniej i w bardziej wysublimowany sposób niż ostatnie odsłony najlepiej sprzedających się serii. Nie przepadam za horrorami, które w prymitywny sposób, straszą odbiorcę wyskakującymi na ekran potworami. Według mnie, to po prostu wykorzystanie odruchów bezwarunkowych, a nie sztuka straszenia. Zdecydowanie wolę, gdy, dzięki odpowiednim zabiegom scenariusza i jego audiowizualnej oprawy, groza i terror sączą się z głośników i monitora wprost do mego umysłu. Powoli i cierpliwie. Jak woda drążąca skałę. Taki sposób straszenia sprawia, że nie podskakuję na krześle nerwowo, lecz wstając od komputera mam zjeżone włosy na karku i nerwowo oglądam się za siebie.

Platformówki są mielonymi wśród gier wideo. Pozornie proste do zrobienia, nie wymagają od twórcy specjalnych umiejętności, aby wyszły jako tako zdatne do zjedzenia, ale też nie jest to nic w szczególności smacznego, choć przy odrobinie chęci wykazania się kunsztem oraz determinacji do przyrządzenia porządnej potrawy możemy stworzyć przysmak, który w przyszłości na samo wspomnienie sprawi, że nasze gruczoły ślinowe zaczną intensywnie pracować. Wszystko zależy nie od naszych umiejętności w przyrządzaniu obiadu w kuchni, ale od tego jak przyłożymy się do pracy. Oozi: Earth Adventure, która najpierw ukazała się w Xbox Live Indie Games, a od ponad roku próbuje, przez platformę Steam Greenlight, dostać się do najpopularniejszego systemu cyfrowej dystrybucji, jest pośpiesznie ulepionym kotletem wrzuconym na olej sprzed tygodnia.

Zastanawialiście się kiedyś jak trudnym i skomplikowanym zadaniem jest prowadzenie studia zajmującego sie produkcją gier? Ile to razy bezlitośnie besztaliście twórców za ich błędy? Przecież wystarczyłoby zrobić trochę większy świat oraz doszlifować całość, a byłoby idealnie… Game Dev Story jest mini-symulatorem wydanym na iOS i Androida, dzięki któremu będziecie mieli okazję sprawdzić się jako developer. Naszym zadaniem jest wyprodukowanie gry, która zgarnie świetne oceny, a co za tym idzie, dobrze się sprzeda.