Ach! Atari 2600! Nie ma na świecie miłośnika gier wideo, który nie słyszałby chociaż o tym cacku. Pierwsza domowa konsola, której udało się osiągnąć międzynarodowy sukces. Niezwykły procesor 1.2MHz, 128 bajtów ramu i możliwość wyświetlania zatrważającej ilości kolorów (104!). Gdy w Polsce i Europie triumfowały komputery domowe, a sporo potem „Pegazusy”, w Stanach Zjednoczonych trwał szał na to małe pudełeczko, które przetransportowało cały salon gier do pokoju gościnnego. To właśnie Atari i jego sukces ukształtowało istniejący dziś świat wirtualnej rozrywki. Oczywistym było, że dobra sprzedaż 2600 pociągnie za sobą naśladowców, sukces ma nie tylko wielu ojców, ale płodzi też gromadkę dzieci. Prócz dziesiątek konkurencyjnych konsol, oznaczało to także, że rynek zaleje morze tandetnych podróbek.
Nazwa: | Anonimowy Klon Atari 2600 |
Rok Produkcji: | Lata 80. |
Działa?: | I to jak! |
Więcej informacji: | Wkrótce |
Ta zakupiona na bazarku plastikowa kostka, jak Monolit z Odysei Kosmicznej na zawsze zmieniła moje życie. Kilka gigantycznych pikselków skaczących po ekranie, a ile radości! W przeciwieństwie do oryginalnej konsoli Atari, ta zawiera kilkanaście gier „wbudowanych”, w tym takie klasyki jak River Raid, Spider-Man, Frogs & Flies, Frostbite, czy Frogger. Obsługuje też oryginalne kartridże i szczerze mówiąc, choć brzmi to zaskakująco, jest pod niemal każdym względem lepsza od oryginału.
Bardzo ubolewam nad faktem, że do dnia dzisiejszego nie zachowało się pudełko. Głównie dlatego, że nigdzie na konsoli nie widnieje nazwa producenta. Na temat samego opakowania pamiętam tylko tyle, że z tyłu widniała lista wbudowanych gier wraz ze screenshotami.
Wiele możnaby zarzucić samemu wykonaniu tego „pirata”, ale jedno jest pewne. Wojnę nuklearną są w stanie przetrwać tylko dwie rzeczy: karaluchy i mój Klon Atari 2600. W ciągu ostatnich 20 lat miał okazję spaść ze schodów, wielokrotnie potłuc się o podłogę przy przenoszeniu i zebrać ze trzy talerze okruszków po kanapkach, które nad nim konsumowałem (kto ma czas na przerwy!). Najlepsze jednak zostawiłem na koniec. Pamiętam, że jako dziecięcie uwielbiałem sadzać na niej swoją świnkę morską i karmić ją sałatą. Ta uwielbiała za to korzystać z mojej konsolki jak z toalety wielokrotnie ją zasikując. Jakim cudem nie wylecieliśmy w powietrze? Nie mam zielonego pojęcia. W każdym razie, stara radziecka (a może chińska?) technologia, jak dowiodłem w testach, jest całkowicie odporna na jakikolwiek wpływ człowieka i przyrody. Czapki z głów, szanowni państwo, to już w świecie dzisiejszej, marnej tandety nie wróci.
Przyjrzyjmy się teraz bliżej obudowie. Na pierwszy rzut oka wygląda dokładnie tak, jak klasyczna obudowa oryginalnego Atari. Plastikowy panel oryginału zastąpiono tu jednak aluminiowym, podobnie jak w modelu B Atari 2600 produkowanym przez amerykańską sieć sklepów Sears. Po lewej znajduje się klasyczny przełącznik włączający zasilanie. Drugi przełącznik natomiast służy do zmiany gry.
Ponieważ oryginalne Atari nie posiadały żadnych wbudowanych gier, przycisk ten zastępuje w nich przełącznik „TV TYPE” służący do zmiany trybu wyświetlania obrazu w zależności od tego czy gramy na telewizorze kolorowym, czy czarno-białym. Na środku znajduje się gniazdo na standardowe kartridże Atari 2600. Mogę potwierdzić, że jest w 100% sprawne, a do recenzowania poszczególnych tytułów zabierzemy się już wkrótce! Jedyne co „zdradza” mojego klona jest brak znaczka ™ przy napisie „VIDEO COMPUTER SYSTEM”.
Po prawej stronie od gniazda znajdują się dwa ostatnie przełączniczki. Przełącznik „GAME SELECT” pozwalający zmienić tryb rozgrywki w danej grze przemianowany został na „DIFFICULTY SELECT”, czyli drążek zmiany poziomu trudności, pomimo faktu, że funkcjonuje nadal jako „zmieniacz” trubu gry. Ostatni wihajster – „GAME RESET” – pozwala na zrestartowanie gry bez potrzeby wyłączania konsoli.
Z tyłu jednostki znajdują się gniazda na dwa kontrolery. Podobnie jak USB w dzisiejszych czasach, porty na Atari były na tyle uniwersalne, że bez problemu można podłączyć do nich kontrolery z na przykład Segi Mega Drive, która to wypuszczona została przeszło 11 lat po Atari 2600! Prócz gniazd, tył konsoli zdobią też dwa przełączniki „poziomu trudności” (w sumie mamy ich już trzy!), po jednym dla każdego z graczy oraz wejście na dziewięciowoltowy zasilacz. Połączenie z telewizorem zapewnia wbudowany w konsolę kabel RF.
Dno konsoli jest niezwykle nudne i jedyne co się na nim znajduje to nalepka „kontroli jakości”. Każde włókno mojego ciała każe mi nie wierzyć w jakiekolwiek przypuszczenie, że ten „produkt” został kiedykolwiek, gdziekolwiek testowany (co potwierdza zresztą brak pieczątek), ale sam fakt, że taka naklejka się tu w ogóle pojawiła zasługuje na wzmiankę.
Do zestawu, dołączone były także dwa nielicencjonowane kontrolery oraz przejściówka RF. Kontrolerów nie ma już w moim posiadaniu z prostej przyczyny – rozpadły się po kilku tygodniach użytkowania. To częsta wada tanich dżojstików. Zamiast nadrukowanych układów scalonych zawierały bardzo często metalowe „płytki”, które pod wpływem nacisku pękały i urywały się. Taki los spotkało przynajmniej 10 moich „targowych” kontrolerów.
Co do przejściówki-trójnika, było to bardzo proste urządzenie. W jedną dziurę wkładamy kabel RF konsoli, w drugą kabel RF telewizora, a przejściówkę wpinamy do telewizora. Teraz, za pomocą przełącznika wybieramy, czy chcemy, by przejściówka przesyłała sygnał telewizyjny, czy z konsoli. Być może mam ją jeszcze gdzieś w szafie. Niestety nigdy jej nie używałem, ponieważ jakość obrazu pozostawiała wtedy wiele do życzenia. Cóż, uroki chińskiej taniochy!
Jaką naukę możemy wyciągnąć więc z dzisiejszej lekcji?
Po pierwsze, chińskie podróbki straciły w ostatnich latach sporo na jakości. Z niezniszczalnych konstrukcji z twardego plastiku stały się pięciominutowymi rozwalszajsami™. Moja dwudziestoletnia konsola za to wciąż wygląda jak nowa.
Po drugie, Atari 2600 sprawdza się idealnie w roli schronu przeciw atomowego. Lodówki też.
Po trzecie, nigdy nie stawiaj swojego zwierzątka na urządzeniu elektronicznym. To zły pomysł.
Zapraszam do komentowania i wspominania swoich własnych kopii Atari.
Wkrótce (i dużo głębiej!) zajmiemy się tematem, który wielu z was na pewno będzie o wiele bliższy. Polski Pegasus i inne klony NESa!