Każdy z istotnych sportów świata jest więc co roku inspiracją dla jednej gry, a te najpopularniejsze bywają rozchwytywane na tyle, że ich symulacje tworzy kilku producentów. Hokej, krykiet, baseball, koszykówka, golf, tenis, sztuki walki czy wreszcie piłka nożna – każdy z fanów tych sportów może rok w rok zanurzyć się w odsłonie gry z nowym numerkiem w nazwie.
I tak, zdaję sobie sprawę, że skupiając się na Fifie łamię serca nie tylko pasjonatom innych sportów, lecz chyba przede wszystkim fanom PES-a, ale patrząc na dołek, w którym od dłuższego czasu znajduje się ta konkurencyjna marka, nie jest mi szczególnie przykro. To właśnie seria stworzona przez kanadyjskie EA Sports od kilku lat co roku stawia poprzeczkę coraz wyżej i nic nie zapowiada, żeby miała szybko zakończyć swoją hegemonię. Mimo wszystko zawsze znajdą się osoby, które stwierdzą, że nowa część to tylko aktualizacja składów i grafiki. Oto moich pięć powodów, dla których nie warto lekceważyć corocznego wydania Fify.
Fifa to symulator piłki nożnej
Ciężko mi zrozumieć osoby narzekające na brak rewolucji w grach sportowych. Takie zarzuty mogą być zasadne w kontekście ukazujących się dorocznie Call of Duty, Battlefieldów czy Assassin’s Creedów, które wręcz powinny się zmieniać. Jednak nie można mieć Fifie za złe, że co roku wydaje się podobna. Od kilku lat jest najlepszą symulacją piłki nożnej, w jaką da się zagrać, i nawet jeśli “ulepszona fizyka piłki” czy “naturalniejsze kiwanie” nie brzmią zbyt imponująco, to właśnie dlatego, że imponujące rzeczy już się wydarzyły. Każde z tych muśnięć czyni symulację jeszcze prawdziwszą, ale ciężko o przełom pokroju dodania fizyki do kolizji zawodników, dzięki której od czasów Fify 12 konkurencja znacząco odstaje jakością rozgrywki od dzieła EA Sports.
Grafika też jest ważna
Coroczne narzekanie w stylu “to ta sama gra, ale z lepszą grafiką”, oprócz tego, że jest błędne, jest też dosyć dziwne. Ustaliliśmy już, że seria dąży do osiągnięcia idealnej symulacji. A ten moment nadejdzie, kiedy obserwator nie będzie w stanie odróżnić gry od prawdziwego meczu. Po to właśnie Fifa 14 na nowym silniku prezentowała trójwymiarową widownię, a Fifa 15 pójdzie krok dalej, dodatkowo ją ożywiając. Dlatego też murawa będzie się niszczyć wraz z rozwojem rozgrywających się na niej wydarzeń, a twarze piłkarzy zostaną wymodelowane w nowy sposób – dla realizmu. Jak dla mnie EA Sports może pewnego razu zadecydować, że rozgrywki już nie poprawią, ale pracować nad fotorealistyczną grafiką. Chciałbym dożyć momentu, w którym kontrolowałbym grę wyglądającą do złudzenia jak prawdziwy mecz.
Niektóre poprawki czuć dopiero po czasie
Ten fenomen ciężko jest wyjaśnić. Za każdym razem, kiedy przesiadam się na nową Fifę, mija nieco czasu zanim znowu gram na swoim poziomie. Wszystkie te drobne usprawnienia sterowania czy modyfikacje tempa meczu, choć z boku niewidoczne, wyraźnie wpływają na to, jak mi idzie. Kilka, kilkanaście spotkań w nowej odsłonie i znowu jestem w formie, gotowy do strzelania goli. Najzabawniejsze z tego wszystkiego jest jednak uczucie przy powrocie do poprzedniej części – to wtedy okazuje się, że te wszystkie poprawki miały sens, bo jestem nawet lepszy, niż przed przeskoczeniem na część z wyższym numerkiem.
To, czego nie widać gołym okiem
Trailery Fify to przede wszystkim ujęcia z rozgrywki. Ale, chociaż to ona jest najważniejsza, również cała otoczka rozwija się z roku na roku. Tryb kariery, online czy zadania treningowe są z każdą częścią usprawniane. O ile przy strzelankach można narzekać, że społeczność multiplayerowa przenosi się niepotrzebnie na kolejne części, o tyle w przypadku Fify jest to jak najrozsądniejsze posunięcie. Do tego nie można zapomnieć, rzecz jasna, o coraz to nowszych licencjonowanych ligach i komentarzu (chociaż ten był skrupulatnie sprowadzany przez EA Polska do corocznego recyclingu tych samych nagrań i nie ukazywał pełnego potencjału w polskiej wersji, zobaczymy co przyniesie Fifa 15).
Nowy silnik = nowa jakość
Jeśli można było jeszcze niedawno zarzucić coś EA Sports, byłoby to faworyzowanie graczy konsolowych. Przez długi czas to właśnie oni mogli raczyć się faktycznie najnowszą wersją Fify, podczas gdy pecetowcy dostawali wiele lat z rzędu tę samą grę z nieco ładniejszą grafiką. To pewnie stąd bierze się też część stereotypów, jakie krążą o serii. Ale Kanadyjczycy uczą się na błędach – next-genowy Ignite Engine, który zadebiutował w Fifie 14 na PS4 i Xboksa One, już w tym roku zasili także pecetową odsłonę gry. Oczywiście, zgodnie z tradycją, poprzednie generacje także otrzymają swoje edycje, ale ocenianie jakości Fify po jej gorszym wydaniu nie jest najlepszym pomysłem. Nic, tylko się cieszyć, bo nowy silnik to potężne narzędzie.
Przelałem na wirtualny papier wiele liter, dałem z siebie wszystko, ale w gruncie rzeczy to i tak nie ma znaczenia. A wiecie dlaczego? Bo wypróbowanym i sugerowanym przez ARHN.EU sposobem na granie w Fifę jest robienie tego wraz ze znajomymi, w atmosferze dobrej zabawy. A wtedy, kiedy siedzimy przy telewizorze i rozgrywamy mecz z kimś bliskim, nie ma znaczenia czy murawa wygląda lepiej, albo czy twarz wirtualnego piłkarza przypomina jego prawdziwego odpowiednika. Liczy się przyjacielska rywalizacja i cała masa emocji towarzysząca rozgrywce.
Podczas Pyrkonu dobrze bawiliśmy się nawet przy PES-ie, chociaż raczej płakaliśmy ze śmiechu kiedy zobaczyliśmy jak słaba to gra. A potem płakaliśmy z radości, kiedy wymienialiśmy płytę w napędzie na Fifę. Przydał się.