Tekst z tegorocznego Pyrkonu planowo miał być bardziej bogaty w gry. Chciałem opisać wszystkie indycze stoiska z hali gier, w końcu rok temu było ich tylko kilka i każdy był całkiem ciekawy, ale okazało się, że w tym roku było tylko jedno stoisko – za to bardzo ciekawe. Parę gier z niego jest przeznaczonych dla bardziej casualowego odbiorcy, ale dwie szczególnie przykuły moją uwagę.
Quo vadis, Pyrkonie
Przed głównym tematem – Pyrkon. Co się stało w tym roku, sam nie wiem. Rok temu wraz z Kebabem odwiedziliśmy parę stoisk z produkcjami niezależnymi, popróbowaliśmy ich, porozmawialiśmy z twórcami. Takie targi to dla nich naprawdę świetna okazja, by zaprezentować swój produkt oraz zdobyć opinie graczy na jego temat, a z kolei dla przyszłych klientów jest to możliwość poznania ciekawej rzeczy do zakupu. W tym roku w strefie gier główną atrakcją była wielka scena Nintendo, a poza tym parę miejsc do posiedzenia i zjedzenia czegoś, parę niegrowych punktów, w tym Huiona (tablety graficzne), i tylko jedna budka niezależnych twórców gier. Nie wiem, może Pyrkon był zmuszony jakoś znacząco podnieść ceny za stoiska i odrzuciło to trochę ludzi, ale brzmi to raczej nieprawdopodobnie (już rok temu w tej hali było trochę pustawo, więc prędzej spodziewałbym się obniżki cen, żeby zachęcić firmy). Mam nadzieję, że za rok to się poprawi. W końcu duch gier jest naprawdę wyraźnie widoczny na targach – cosplaye, gadżety, prelekcje o różnych uniwersach z gier – więc ludzie raczej tego chcą.
Blue Sunset Games
Na stoisku BSG stało kilka komputerów i wszystkie były prawie cały czas zajęte. Sporo Pyrkonowiczów przysiadało się do nich niby tylko na chwilę, ale potem zostawało i dobrze się bawiło przez długi czas. Mieli na miejscu dostępnych parę różnych gier na konsole oraz pecety, w tym Glaive: Brick Breaker – ich wersja Breakouta – oraz Tiny Hands Adventure – ciekawie wyglądająca platformówka. Nie będę się na nich teraz skupiał, ale z pewnością warto się im przyjrzeć.
Go All Out!
Steam
Na pierwszy rzut oka może to wyglądać na trochę tani klon Smash Bros. na pecety i po prawdzie nim jest. Ale hej, Smash Bros. to jednak Smash Bros.. Paru próbowało przenieść tę formułę do krainy pececiarzy z różnym skutkiem (przypomina mi się chociażby mocno średnie Indie Game Battle) ale ten tytuł jednak ma kilka asów w rękawie.
Pojedynki odbywają się na małych planszach: postacie pojawiają się na środku, a po chwili czekania rozpoczyna się walka. Trzeba zrzucić się nawzajem z platformy lub tak mocno obić, aż ostateczny cios wyrzuci przeciwnika daleko w powietrze i zmiecie z planszy – czyli powtarzany od wielu lat standard wymyślony przez Japończyków. W trybie, w którym grałem, plansza w połowie trwania rozgrywki zmienia się na inną i to była całkiem ciekawa mechanika, ponieważ trzeba było uważać, gdzie platforma zniknie, a gdzie się pojawi, żeby nie spaść. Twórcy podpisali kilka umów i dla graczy udostępniono parę postaci z różnych istniejących marek, takich jak Black z Get Even (tytuł był całkiem głośny w Polsce, choć sam nie miałem przyjemności zagrać), Raptor z Raptors Online (raczej nikomu nieznany tytuł) a trzecią… Łamignat z Kajka i Kokosza! Do tego jedna z plansz wygląda niczym spod ołówka Janusza Christa. Gra jest oczywiście trójwymiarowa, a poziom płaski, więc postacie wypadają na niej zabawnie. Naprawdę fajnie było poruszać się po tej mapie i chciałbym zobaczyć więcej użyć licencji Kajka i Kokosza w przyszłości.
Jednak grało mi się trochę sztywno. Postacie poruszały się lekko ociężale, animacje nie były zbyt dokładne. Nawet nie jestem oddanym graczem Smasha, ale czuć, że to nie ten poziom – brak tutaj tego budżetu i ilości pracy. Niektórym indykom się to udaje bez budżetu, ale potrzeba do tego umiejętności i serca. Go All Out! jest aktualnie dostępne do zakupu we wczesnym dostępie na Steamie i cały czas dostaje patche. Z pewnością przydałoby się tej grze doszlifowanie rozgrywki, poprawienie animacji oraz fizyki, i wygląda na to, że z czasem się to pojawi. Ale pomimo tych wszystkich uwag, nawet teraz grało się całkiem przyjemnie, a z każdą aktualizacją może być już tylko lepiej. Może się sprawdzić jako rozrywka na parę popołudni z jakimś niedzielnym graczem lub młodą osobą, wybierając sobie jakieś śmieszne postacie i komiksowe tło.
Skinny & Franko: Fists of Violence
Pod tą nazwą skrywa się druga część Franko – moje największe zaskoczenie targów. Już od dawna nie byłem pewien, czy Franko 2 dalej powstaje, czy ktoś zwróci pieniądze wspierającym powstawanie tego tytułu, czy może historia potoczy się jeszcze inaczej. No i okazało się, że produkcja Franko 2 przeszła pod skrzydła Blue Sunset Games. Jak zwykle miecz ma dwa końce: jeśli uda im się to wydać i gra będzie dobra, to otrzymają łatkę cudotwórców, jednak z drugiej strony jest to aktualnie marka kojarzona z niesławną zbiórką crowdfundingową, po której premiera tytułu była tylko odwlekana i odwlekana, aż temat całkiem ucichł. Na stronie zbiórki nawet w tym roku pojawiły się nowe komentarze ludzi, którzy stracili pieniądze i nie otrzymali obiecanego produktu. Jedna z takich osób zresztą podeszła na Pyrkonie do stoiska i zaczęła się wykłócać. Zaczęła mówić o tym, że dawno temu wpłaciła pieniądze i gdzie jest jej gra. Nie jest to wina BSG, jednak teraz to na ich barkach spoczywa cała ta sprawa (na szczęście wspierającemu spodobała się rozgrywka i odszedł całkiem zadowolony).
Informacje, które otrzymałem od producenta:
- Gra używa stworzonych przez poprzednie studio grafik, jednak oprócz tego jest tworzona właściwie od zera ze wsparciem grafika pierwszego Franko, Mariusza Pawluka, przez co klimat oryginału powinien być odczuwalny.
- Każdy, kto wsparł oryginalną zbiórkę na portalu wspieram.to otrzyma klucz do gry po premierze. Na razie nie wiadomo nic o innych bonusach, które były obiecywane przy wyższych progach.
- Gra jest już tworzona w nowym miejscu od około roku. Planowo będzie zawierała przynajmniej 6 poziomów oraz opcjonalną Nową Grę Plus. Spora część jest już podobno w miarę gotowa (ale oczywiście do premiery jeszcze długa droga), a aktualnie trwają pracę nad walką, żeby nie była nijaką nawalanką z zapętlonymi animacjami uderzania i otrzymywania obrażeń.
Gra na pierwszy rzut oka wygląda nieciekawie. Animacje wydawały mi się mocno drewniane i trochę tanie (z drugiej strony to w końcu Franko – takie to powinno być). Po chwili grania doceniłem jednak zalety oprawy graficznej. Otoczenie to trafne przedstawienie Polski, nie jest to kolejna amerykańska czy japońska miejscówka, tylko klasyczne, polskie miasteczko z typowymi zabudowaniami, znakami drogowymi, blokowiskami i tak dalej. Mam nadzieję, że będzie to trzymało ten poziom różnorodności ze swojskim klimatem przez całą grę.
Animacje z kolei, trochę podobnie jak w Go All Out!, są lekko sztywne, ale nie powinno się tu oczywiście spodziewać disneyowskiego poziomu. Każda z postaci jednak (a zwłaszcza Franko) bardzo ciekawie reaguje na obrażenia: główny bohater po paru ciosach widocznie się starzeje – zmarszczki, siwe włosy – a po paru kolejnych większość wypada. Czyli dokładnie to, co obiecuje producent i sam to też zauważyłem w trakcie rozgrywki. Jeśli uda im się spełnić ten cel, będzie świetnie.
Jeśli jesteście wspierającymi zbiórkę – nie atakujcie na BSG za grzechy innej firmy. Jeśli ta gra w ogóle wyjdzie, to tylko dzięki nim. Poczekajcie też z otwieraniem szampana do premiery, za to trzymajcie kciuki, by tym razem się udało. A jeśli po prostu chcecie pograć w jakiegoś ciekawego beat ’em upa, to na pewno trochę na ten tytuł poczekacie, ale myślę, że będzie warto.
Gry Blue Sunset Games nie mają największego budżetu ani na produkcję, ani na marketing, i to widać. Myślę jednak, że nawet wśród większej konkurencji na targach wyróżniałyby się z tłumu. Widzę tutaj parę dobrych pomysłów, choć zarazem ryzykownych. Mam nadzieję, że okażą się trafione, a same gry otrzymają szlify, których potrzebują.
Podziękowania: may | facepalm | Sebastian z BSG.
Screeny z Go All Out! pochodzą ze strony gry ze Steama.