Etherborn to jeden z tych tytułów, o których od razu wiem, że będę musiał go kupić. Ciekawie zapowiadające się zagadki logiczne, poziomy wyglądające na sprytnie zaprojektowane, no i do tego grafika w pięknym stylu – jakby ktoś zrobił tę grę specjalnie dla mnie. Wiedziałem, że się na tej produkcji nie zawiodę. Liczyłem tylko na to, by zagadki nie były zbyt trudne (w celu sztucznego wydłużenia czasu gry) i nie były zrobione bez polotu. To się na szczęście sprawdziło, ale pod innym względem Etherborn okazało się zupełnie inną grą, niż się spodziewałem.
Czym Etherborn jest…
Główna mechanika opiera się na grawitacji, podchodząc do zaokrąglonych krawędzi mapy zmienia się ona dla naszej postaci obracając się zgodnie z kierunkiem, w którym idziemy. Nie oznacza to, że nie można zginąć. Przekroczenie ostrej krawędzi sprawi, że cały czas działa na nas “poprzednia” grawitacja i spadniemy pionowo w dół, co może skończyć się śmiercią przy dużej wysokości. Przy niektórych krawędziach znajdują się specjalne klocki, które podniosą się, jak tylko do nich podejdziemy, dlatego zazwyczaj trzeba się do nich zbliżyć z innej grawitacji. Film pozwoli to lepiej zobrazować:
Zagadki dotyczą kryształów, które ukryte są na planszach. Trzeba dobrze się rozglądać, zlokalizować je i wymyślić, z której strony można je zebrać. Czy korzystając z tego zagięcia się do niego dostanę? Niby blisko, ale grawitacja dla mojej postaci jest zupełnie inna niż dla tego przedmiotu. Z pewnością potrzeba dużo myślenia przestrzennego, żeby wszystko w tej grze znaleźć. Po zebraniu odpowiedniej ilości kryształów wsadza się je w odpowiednie otwory, dzięki czemu na planszy pojawiają się mosty, nowe platformy, lub na końcu poziomu – portal do wyjścia.
Pod względem designu i stylu – coś pięknego, dawno nie grałem w grę, która tak bardzo by mi się podobała. Etherbornowe low poly przypomina mi niedawno recenzowaną na kanale rzeźbę Richarda Orlinskiego, a także grę od polskiego Plastic Studios, Bound. Etherborn zaczyna się od krótkiego samouczka, który wprowadza nas w niuanse rozgrywki, aż dochodzimy do Endless Tree – Nieskończonego Drzewa. Idąc przez nie trafiamy na kolejne poziomy, z których każdy mocno różni się od poprzedniego. Powiązane są “artystyczną” narracją opowiadającą o człowieku, jego powstaniu, celach i żądzach. Przemierzać tu będziemy monumentalne doliny, mijali wysokie rośliny, czasami spotykali ogromne, obce istoty. Jest to jedna z gier-doświadczeń, gdzie nie liczy się ile headów uda nam się trafić w trakcie grania, chodzi o chłonięcie atmosfery. Ale mimo tego część gameplayowa jest naprawdę solidna i przyjemna.
Trochę gorzej jest pod względem samego wykonania portu na Switcha. Przeszedłem całą grę w trybie przenośnym i z grafiką jest problem, który poruszyłem przy Mario + Rabbids Kingdom Battle, gdzie większość nie tak bardzo oddalonych rzeczy była lekko rozmazana. Napisałem wtedy, że było to trochę dziwne i patrząc po switchowej Zeldzie nie ma wymówek, dałoby radę załatwić to lepiej. Teraz jednak już na to nie narzekam, w Etherborn jest o wiele gorzej. Rozmazania krawędzi włączają się bardzo często i do tego bardzo blisko postaci. Wygląda to trochę, jakby port na Switcha był trochę zlekceważony, detale z wersji na PC zmniejszone do minimum i robota załatwiona, a jest to gra, która powinna wyglądać dobrze na o wiele słabszym sprzęcie. Tekstur właściwie nie ma, większość elementów ma jeden kolor, geometria jest całkiem prosta. Patrząc po zwiastunie wygląda to na zabieg celowy, na mocniejszych platformach może to wyglądać dobrze, tajemniczo i klimatycznie, ale na ekraniku konsolki wyglądało to po prostu kiepsko. Switch jest tylko jedną z paru platform, więc nie można było poświęcić jej tyle uwagi, ile potrzebowała. Nie oznacza to, że nie da się grać lub gra jest brzydka, zostałem oczarowany tą grafiką, miejscami jednak te rozmazania trochę wybijały mnie z rytmu.
…i czym nie jest
No i w tym największy problem tej produkcji, z pewnością nie jest ona długą grą. Grafika piękna, gameplay wyśmienity… i to wszystko w grze na 3 godziny, tyle zajęło mi pierwsze przejście gry, czyli zaledwie 4 poziomów. Po ich ukończeniu dostępny robi się tryb New Game+, w którym wspomniane wcześniej kryształy znajdują się w innych, trudniejszych do zauważenia i osiągnięcia miejscach. Miałem smaka na więcej takiego gameplayu, więc zaraz przeszedłem grę drugi raz (tym razem poszło jeszcze szybciej), razem z drugim przejściem, Etherborn było dla mnie przygodą na 5 godzin z hakiem. Wiele osób zapewne nie będzie chciało przechodzić gry po raz drugi, w takim wypadku gra może być o wiele za krótka.
Taka długość gry ma swoje plusy i minusy. Oczywiście, lepsza gra dłuższa niż krótsza, zwłaszcza taka z bardzo dobrym pomysłem na siebie, jak Etherborn. Doceniam jednak, że jest to gra zwarta, nierozwleczona na długo po tym, jak twórcom skończyły się pomysły, bo trzeba dodać jeszcze parę poziomów. Rzadko gram w tego typu gry-przeżycia, więc była to dla mnie miła odmiana. Pod tym względem również przypomina mi się wspomniane już Bound, o którym tak wypowiedział się jeden z twórców:
The game was directed at a target audience of older gamers who have been playing games „their whole life” and are tired of solving puzzles, instead simply wanting an audiovisual experience without frustrating or repetitive gameplay. However, the developers still wanted to include some challenge to the game, so that it was not simply a walking simulator. It was meant to be a short experience as the creative director noted that, like other adults, he lacked the time to play larger, 100-hour games such as The Witcher 3.
– parafraza z artykułu o Bound z wywiadu z The Optional
Najlepsza gra na 3DSa, która nigdy się na nim nie ukazała
Coś w tym jest, ale jak bardzo by to do mnie nie przemawiało, to wciąż po prostu trochę mi szkoda, ponieważ grało mi się w Etherborn nad wyraz przyjemnie. Chciałoby się zjeść trzydaniową kolację, a na przystawce się skończyło. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że podobne pomysły nie były poruszane wcześniej, ale pierwszy raz widzę je zrobione tak dobrze i w tak dobrym stylu. Jest to ten specyficzny typ gry logicznej, która idealnie działałaby na 3DSie. Jest on domem dla wielu podobnych gier logicznych (jak chociażby CRUSH3D). Grafika minimalistyczna, która działałaby na tej nie za mocnej konsoli, z jej ekranem 3D można by było dowolnie obracać mapami i przyglądać się im w 3D (jak poziomy z zagadkami w Super Mario 3D Land). Chętnie zobaczyłbym Etherborn w luźniejszej, casualowej odsłonie z dużym zestawem poziomów, najlepiej do zabrania ze sobą w kieszeni na 3DSie/Switchu.
Ale nie trzeba iść w żadne ekstremum poświęcając długość gry dla narracji lub stawiając na czysty gameplay. Dałoby radę dojść do kompromisu, cały czas mogłaby to być gra-przeżycie z gameplayem przedłużonym do chociażby 6 godzin. Wtedy mógłbym polecić ją z czystym sumieniem każdemu, a tak polecam konkretnemu rodzajowi gracza. Nie zrozumcie mnie źle, Etherborn to gra udana. Okazała się czymś innym, niż to czego się spodziewałem, pod względem narracji jest to pozytywna niespodzianka, pod względem długości (dla mnie) negatywna, ale to właśnie planowali twórcy. Jeśli ktoś jest zawalony pracą i szuka krótkich, nietypowych i ciekawych doświadczeń – idealna gra dla niego.
Egzemplarz gry do recenzji dostarczyła agencja Wire Tap Media.