Poniższy tekst stanowi serię przemyśleń i ogólnych obserwacji autorki. Jej prywatnego zdania nie należy brać sobie do serca, zachęcamy jednak do zastanowienia i podzielenia się własnymi spostrzeżeniami w komentarzach. Życzymy miłej zabawy!
Osoby, które nigdy nie zamoczyły stopy w wielkiej rzece dostępnych tytułów lub te, które skosztowały tego słodkiego owocu, ale z własnej nieprzymuszonej woli postanowiły nie jeść nigdy więcej, często obwiniają gry za przemoc, problemy wychowawcze i życiową niezaradność. Gracze za to, zaślepieni mocą swego ulubionego hobby, nie potrafią dostrzec skąd oskarżenia te się biorą i agresywnie broniąc swojej racji tylko dolewają oliwy do ognia.
Prawda jest taka, że na wzajemne zrozumienie i ustalenie czegoś przybliżonego do złotego środka będziemy musieli poczekać jeszcze dobrych kilka lat. Duży procent obecnych rodziców pierwszy raz ma styczność z grami i nie do końca rozumie fascynacje swoich dzieci. Podobnie, dopiero od niedawna osoby, które jako dzieci rozpoczęły swoja przygodę z elektroniczną rozrywką, staja się rodzicami i zaczynają zauważać problemy, których kiedyś nie dostrzegały lub nie brały poważnie. Będąc gdzieś pomiędzy tym wszystkim, czuję w sobie lęki i niepokoje obu stron tego konfliktu. Popierać rozwój tej, już w tym momencie robiącej duże wrażenie, formy rozrywki czy lepiej ganiać z widłami developerów? Jak skłonić graczy do zrozumienia rozterek społeczeństwa i uspokoić niewtajemniczonych? Jedyną, ale najtrudniejszą do wdrożenia metodą, wydaje się być wymuszenie w samym sobie akceptacji innych oraz – co jest chyba najtrudniejsze – zgięcie od czasu do czasu karku. Ulegnięcie temu, co nas nie skrzywdzi, a może nas pokazać w zupełnie innym świetle drugiej osobie. Wyjaśnienie tego, co dokładnie mam na myśli, wymaga chyba troszkę dłuższego wykładu. Musimy więc najpierw rozważyć punkt widzenia obu stron tego sporu.
Zacznijmy od sposobu rozumowania osób niegrywających na komputerach i konsolach. Po pierwsze, niektóre z nich oskarżają gry o propagowanie przemocy i agresji, oswajanie z zabijaniem, prostytucją, seksem i nienawiścią. Ciężko winić ich za taką a nie inną opinię, widząc co we współczesnych grach możemy znaleźć. Makabra wszystkich Mortal Kombat, rodzaj rozrywki przedstawiony w Mad World, sposób na życie z GTA. Trudne tematy nieprzeznaczone dla niedojrzałych emocjonalnie są ukrywane przez inne media poprzez kontrolowanie czasu transmisji. I tak na przykład film dla dorosłych w telewizji nie będzie puszczany o godz 19:00 wieczorem, tylko po 22:00, kiedy wszystkie grzeczne dzieci już śpią. Z grami nie ma takiej opcji. Jedyną ochroną przed trafieniem tytułu +18 w niepowołane ręce stają się… ano właśnie, sami rodzice. Część winy powinna więc spaść nie na producentów, a na samych protestujących, przeciwnych ów przemocy. Nikt nie jest w stanie wcisnąć dziecku do rąk gry z oznaczeniem wiekowym, ba, większość sklepów sprawdza nawet dowody osobiste. Warto jest więc, zanim zacznie się płakać nad brutalną zawartością płyty, zerknąć na pudełko i sprawdzić, czy czasem nie pominęło się ważnej adnotacji od producenta, co do wieku odbiorców produktu. Można więc powiedzieć, że za szerzenie przemocy i niechcianych wartości odpowiedzialni są w równym stopniu producenci, jak i przeciwnicy gier.
Rzecz ma się niestety trochę inaczej z kolejnym problemem społecznym wywoływanym przez gry. Chyba każdy z nas zna kogoś, kto bez wyrzutów sumienia odmawia uczestnictwa w spotkaniach czy imprezach na rzecz spędzenia wieczoru z ulubionym tytułem. Wyciągana raz za razem pomocna dłoń przyjaciół w końcu rezygnuje z prób wytargania growego Smigula z domu, a oni sami zaczynają pałać nienawiścią do nałogu, który w ich widzeniu zrujnował życie uzależnionego. Tu powinien więc pojawić się gigantyczny apel do graczy, wielka prośba, aby rozważnie decydować o tym czy, kiedy i ile grać. Nikt nie odmawia nam możliwości popykania w upragniony tytuł w dniu jego premiery, znajomi są jak najbardziej w stanie zrozumieć sporadyczne nieobecności na społecznościowych spotkaniach. Trzeba po prostu pamiętać, by gra nie okazała się dla nas tym pierwszym, ważniejszym życiem. Bo gdyby życie tylko dla grania było możliwe, wymagałoby niesamowitego poświęcenia od otaczających nas osób i zahaczało o bycie rodzinnym pasożytem.
Wielu oglądanych przez widzów graczy operuje stwierdzeniem “gry to moje życie”, ale tak naprawdę, gdzieś za kulisami świata, który pokazuje się nam na Youtube’ie, Twitchu czy na setce stron poświęconych konsolom i komputerom, znajdują się ludzie tacy jak my, z codziennymi potrzebami i pragnieniami, które nie ograniczają się do zdobycia kolejnego trofisa czy achievementa. To, co widujemy w internecie, to tylko strzępki czyjegoś życia czy zainteresowań i nie powinniśmy kreować w swojej głowie obrazu osoby, która cały dzień robi dokładnie to, co widujemy w filmikach czy czytamy w artykułach.
Czasem po prostu trzeba samemu sobie powiedzieć “stop”, nacisnąć hamulec i poświęcić trochę siebie dla innych. Nie tylko odwalić na szybko pracę i obowiązki domowe, ale również żyć tymi dodatkowymi zajęciami. Kto wie, może nawet okazać się, że jesteśmy dobrzy w gotowaniu albo wychodząc z domu na spacer całkiem przypadkiem uratujemy komuś życie? Większość graczy jest niestety tak zaślepiona swoim hobby, że nie jest w stanie pokazać światu, iż społeczność ta składa się z całkiem normalnych i zdolnych do samodzielnego funkcjonowania ludzi. A szkoda.
A szkoda, bo może wtedy powody, dla których tak naprawdę lubimy gry, stałyby się dla innych zrozumiałe i łatwiejsze do zaakceptowania. Bo przecież grając nie chodzi nam tylko o to, by bezmyślnie zmarnować czas – gry to coś o wiele głębszego niż pewnie chcielibyśmy przyznać. Każdy z nas ma swoją ulubioną selekcję tytułów i typów produkcji, których zazwyczaj się trzymamy. Mało kto zainteresuje się grą, która do zaoferowania będzie miała dla nas tylko ładną okładkę i grafikę. Gra to coś znacznie więcej – bohaterskie czyny, ciężkie moralne wybory, setki możliwych scenariuszy i postaci, w które możemy się wcielić. Gry to możliwość przeżycia wydarzeń, które miały już miejsce i tych, które prawdopodobnie nigdy nie nastąpią. Nasze ukochane tytuły dodają nam sił po ciężkim dniu. Podbudowują naszą samoocenę pokazując, że jesteśmy w stanie osiągnąć z pozoru niemożliwe cele. Gry dają nam posmakować to, czego w normalnych warunkach nie moglibyśmy doświadczyć. To właśnie sposobność do przeżycia niemożliwego jest całą siła napędową tegoż hobby.
Ciężko jednak przekonać sceptycznych i niedoświadczonych, dla których wykonanie jakiegoś zadania w prawdziwym życiu wydaje się prostsze niż w grze. Trudno wyjaśnić komuś jak czerpać przyjemność z wcielania się w postać nie przejmując się jednocześnie początkowym brakiem umiejętności. Ta kwestia wydaje się również być powodem znacznej przewagi osobników płci męskiej w świecie gier. Z jakiegoś powodu dziewczyny i kobiety (nie wszystkie oczywiście, proszę nie zaczynać od razu ziać feminizmem) czują duży dyskomfort przy wypróbowywaniu nowych rzeczy. I choć chciałoby się powiedzieć, że to pewnie dlatego, że ich środowisko naturalne znajduje się w kuchni (tak, ha, ha), to przyczyna takiego stanu rzeczy jest dużo głębsza i warta osobnego rozważenia. Warto więc przy próbie wprowadzenia kogoś w świat konsol i komputerów rozważyć, iż jest to zapewne dla tych osób przeżycie dość stresujące i powinno się zainwestować trochę czasu w dobranie dobrego tytułu na pierwszą grę.
Jeśli więc chcemy pokazać mamie, dziadkowi czy kuzynostwu, że gry wcale nie są takie złe, to na litość boską, nie róbmy tego odpalając podnoszące poziom adrenaliny survival horrory! Może lepsze i dużo trwalsze wrażenie zrobi na nich gra, która przemówi do wyznawanych przez nich wartości? Coś ze szczyptą wiedzy, dobrym dowcipem albo dużą dozą ciekawostek? Arsenał jest naprawdę nieograniczony i, obiecuję wam, dla każdego się coś znajdzie – mówię to z własnego doświadczenia. Sama stosunkowo niedawno wkręciłam moich rodziców – którzy, kiedy miałam Atari, nie chcieli go dotykać nawet patykiem – w granie na Wii. Po co więc zmuszać zestresowanego biznesmena do grania w Heavy Rain albo polecać Angry Birds osobie żądnej wrażeń? Należy odłożyć na chwilę na bok własne preferencje i zadbać o dobrą rozrywkę drugiej osoby.
Niektóre tematy nigdy nie stygną, a spory nie zostają zapomniane ani rozwikłane. Ja jednak mam nadzieję, że przy szczerych chęciach i wyrobieniu w sobie umiejętności zrozumienia drugiej osoby, kiedyś będziemy w stanie normalnie funkcjonować będąc jednocześnie pełnoprawnymi graczami – nieistotne czy tylko casualowymi, czy hardkorowcami. Po prostu, graczami. Graczami z rodzinami i znajomymi, którzy również podzielą nasze pasje lub przynajmniej częściowo będą w stanie je zrozumieć.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nic zawartego w powyższym tekście nie jest nowe czy odkrywcze. Mam jednak nadzieję, że przeczytanie megaprzemyśleń na znane tematy, ale z punktu widzenia typowej baby, zmusi niektórych do zastanowienia, a może nawet pomoże zrozumieć pewne aspekty bycia graczem.