W świecie mobilności i pogoni za technologicznym postępem ratunek ma nam przynieść tajemnicza „chmura”. Dzięki przeniesieniu informacji do internetu możemy mieć do nich dostęp natychmiastowo, z dowolnego miejsca na Ziemi, tak długo jak jesteśmy w stanie połączyć się z siecią. Jednym z pionierów technologii cloud-computing jest firma OnLive, która oferuje swoim użytkownikom usługę „grania w chmurze”. O niej samej wspominaliśmy już w zeszłym roku przy okazji oficjalnej amerykańskiej premiery.
We wrześniu tego roku OnLive trafiło również do Wielkiej Brytanii i z tej okazji w nasze ręce trafił najnowszy gadżet firmy — telewizyjna mikrokonsola.
Kilka słów o technologii…
Zanim przejdziemy jednak do meritum, należałoby wyjaśnić na jakiej zasadzie działa ta młoda jeszcze dziedzina. Granie „w chmurze” stara się za jednym zamachem pozbyć kilku problemów dręczących dzisiejszy sprzęt. Uruchamiając usługę OnLive aktywujemy tak naprawdę przesyłany w czasie rzeczywistym stream video z serwerów firmy. Grając w grę, robimy to na zdalnym komputerze gdzieś w odległej serwerowni, a system przesyła nam tylko wynik w postaci obrazu i dźwięku. Takie rozwiązanie, w teorii, pozwala nam uruchomić tytuły, które w normalnych warunkach nigdy by się na naszym sprzęcie nie uruchomiły — to serwery firmy odwalają za nas całą brudną robotę, a nasz ekran wyświetla wyłącznie wyniki ich ciężkiej pracy. Idąc dalej, chmura ma szansę uratować „nękanych” piractwem i hackerami developerów. Bez bezpośredniego dostępu do plików wykonywalnych gry, nie możemy jej ukraść, hackować, ani crackować. Z drugiej jednak strony, przenosząc się „do sieci”, pozbywamy się fizycznej własności, zdajemy na łaskę firmy obsługującej serwery i możemy jedynie mieć nadzieję, że nasze dane będą z nimi bezpieczne. Potencjalnych zastosowań, plusów i minusów, tego nowego medium, są w teorii setki i cały artykuł mógłby przybrać formę sporego podręcznika, gdybyśmy wgłębiać się mieli w filozofię komputerowego hive-mindu.
Nic dziwnego więc, że temat budzi spore emocje w światku informatycznym i ma całą hordę zwolenników, jak i przeciwników. Osobiście, z przykrością stwierdzam, należę do tych drugich. Jako kolekcjonera i „oldschool gamera”, pozbywanie się fizycznych produktów, przeraża mnie niezmiernie. Lubię moje płyty, lubię głupawe figurki na półce, lubię mieć świadomość, że za 10 lat włożę płytę do napędu i pogram w ulubionego klasyka. Dystrybucja cyfrowa nie daje mi takiej gwarancji pozostawiając uczucie nagości i wrzucania pieniędzy w otchłań bez pewności, że zakupiony produkt pozostanie mój na zawsze i dlatego też, gdy pierwszy raz usłyszałem o usłudze, byłem w stosunku do niej niezwykle sceptyczny.
OnLive jest jednym z największych „graczy” tej rozwijającej się branży i oferuje swoim użytkownikom dostęp do pokaźnego katalogu tytułów za pośrednictwem aplikacji dla Windowsa/Mac/tabletów, softwaru wbudowanego w telewizory i odtwarzacze, a także recenzowanego przez nas OnLive Game System, mikrokonsoli pozwalającej na podłączeniu systemu do naszego domowego telewizora.
Co w pudełku?
W stylowym pudełku wielkości „standardowej” konsoli znajdziemy, przede wszystkim, samo urządzenie. Ciężko opisać słowami jak drobna jest sama konsola. Waży niecałe 250 gramów i mieści się w kieszeni mierząc zaledwie 12,2 x 8 x 2,2 cm i będąc mniejszą od kontrolera dołączonym do zestawu. Mimo swoich niepozornych rozmiarów, wykonana jest bardzo solidnie i estetycznie. Góra urządzenia to połyskliwy plastik, dno za to posiada wykończenie pół-matowe. Na froncie znajdują się dwa porty USB a pomiędzy nimi drobny przycisk zasilania na środku którego zamontowano diodę gotowości. Z tyłu zaś dostęp mamy do portu HDMI, autorskiego portu A/V dla innych rodzajów połączeń, wyjścia audio „jack”, wyjścia optycznego, wyjścia LAN oraz wyjścia zasilaczowego. Konsola wymaga 12V zasilacza o natężeniu 1A. Ten również znajdziemy w pudełku.
Drugim najważniejszym elementem zestawu jest sam kontroler. Widć w nim wyraźną inspirację kontrolerem Xboksa 360. Prócz dwóch gałek analogowych, umieszczonych podobnie jak na Playstation, u dołu, znajdziemy tu cztery standardowe przyciski „A”, „B”, „X”, „Y”, dwa spusty „LT” i „RT”, bumpery „LB”, „RB”, a także przycisk „Start”, „Select” oraz „OnLive” imitujące przyciski „PS Button” i „Guide” na konsolach konkurencji. Unikatowymi są za to przyciski multimedialne znajdujące się poniżej analogów. Za ich pomocą jesteśmy w stanie przewijać oglądane wideo, czy nagrywać rozgrywkę. Cztery diody na środku kontrolera informują nas o tym, któremu jest on przyporządkowany graczowi.
OnLive nie oszczędza na bonusach – prócz dwóch baterii na których może operować pad, dostajemy również za darmo alternatywę w postaci ładowalnego akumulatora. Ten ładowany być może przy pomocy slotu Micro USB na kontrolerze za pomocą kabla dołączonego do zestawu. Skoro mowa o kablach, autorzy postanowili dać nam w pudełku wszystko czego potrzebować będziemy do rozpoczęcia zabawy i należą się za to dla nich wielkie brawa — Sony i Microsoft mogliby brać przykład. W opakowaniu nie zabrakło zarówno kabla HDMI, jak i kabla sieciowego RJ-45 koniecznego do podłączenia konsoli do internetu. Jeżeli nasz telewizor nie obsługuje HDMI osobno dokupić możemy specjalną wersję kabla komponentowego.
Po więcej informacji na temat zawartości pudełka zapraszamy do obejrzenia naszego wideounboksingu!
Pierwsze uruchomienie
Już na starcie zmierzyć się musiałem ze sporym problemem: mikrokonsola nie obsługuje Wi-Fi, co oznacza, że okoliczności zmusiły mnie do drobnego przemeblowania, by doprowadzić „kablowy” internet w okolice telewizora. Jeżeli jedyną opcją jest „wireless”, będziecie musieli poczekać na model z modułem bezprzewodowym, który ma mieć swoją premierę w bliżej niesprecyzowanej „niedalekiej przyszłości”.
Po bezproblemowym podłączeniu systemu do telewizora musimy zsynchronizować nasz kontroler z konsolą za pomocą dołączonego kabla mini USB. Na końcu tego bezbolesnego procesu czeka nas niespodzianka w postaci patcha, nie tylko konsolki, ale również kontrolera (!). Kilkuminutowy proces aktualizacji wzbudza we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, rozumiem potrzebę aktualizacji firmware’u konsoli, z drugiej jednak czuję, iż stoi to całkowicie w sprzeczności z filozofią usługi, która obiecuje, że nasze gry zawsze będą czekały na nas zaktualizowane i gotowe do działania.
Gotowy do pracy OnLive wita nas prostym ekranem konfiguracyjnym, gdzie wybrać możemy profil logującego się gracza, bądź zmienić ustawienia konsoli. Po zalogowaniu, pojawia się interfejs OnLive, identyczny jak ten na komputerach.
Usługa
Usługa w wersji konsolowej nie różni się praktycznie niczym od wersji PC-towej. Irytujący jest, w moim odczuciu, sam czas logowania się na serwery. W niektórych wypadkach trwało to nawet minutę i mimo, że po podłączeniu do OnLive gry uruchamiają się niemal natychmiastowo, sam czas potrzebny na dostanie się do menu głównego urządzenia pozostawia sporo do życzenia. Po interfejsie nawigować możemy zarówno kontrolerem, jak i dowolną klawiaturą i myszką USB. Te przydają się w szczególności tam, gdy gra w którą gramy nie obsługuje kontrolerów. Niestety, w większości takich przypadków granie padem nie jest możliwe, ale kilka tytułów „klawiaturowych” zostało wzbogacone o możliwość używania pada jako „wirtualnej myszki” wraz z „wirtualną klawiaturą”. Na dłuższą metę jednak nie jest to optymalne rozwiązanie, a duża część PC-tówek „pod myszkę” wciąż nie jest grywalna bez tego peryferium. Na szczęście, każda z gier w bibliotece OnLive posiada odpowiednie oznaczenia, które przed zakupem pozwolą nam wybrać tytuł kompatybilny z naszym schematem sterowania. Wśród innych akcesoriów, mikrokonsola obsługuje również słuchawki Bluetooth do voicechatu oraz huby USB.
Bardzo fajną opcją jest też możliwość wciśnięcia przycisku nagrywania na kontrolerze w dowolnym momencie gry, co powoduje zapisanie ostatniu 10 sekund rozgrywki jako „Brag Clip”, którym możemy dzielić się potem z przyjaciółmi, czy opublikować na Facebooku.
Czym jednak byłby sprzęt bez sprawnego backendu? Cały system OnLive sprawia się zaskakująco dobrze. Do płynnego streamingu sugerowane jest łącze o prędkości 5mbps i przez większość czasu obcowania z systemem przyłapywałem się na tym, że zapominałem, że to na co patrze jest skompresowanym streamem z sieci. I faktycznie, siedząc w odpowiedniej odległości od telewizora artefakty kompresji są przez większość czasu niewidoczne, a sam obraz płynny i przejrzysty. Najbardziej rzucającym się w oczy pozostaje delikatna desaturacja. Problemy z łącznością nie objawiają się, zazwyczaj jak możnaby się spodziewać klatkującym obrazem, a wzrostem czasu odpowiedzi na wykonywane przez nas czynności. Co ciekawe, system jak tylko może stara się utrzymać ciągłość przesyłanego obrazu kosztem jakości lub czasu reakcji.
]Rodzinom spodoba się fakt, że OnLive, z założenia, pozwala na bezproblemowe przenoszenie się między urządzeniami. Żona chce obejrzeć swój ulubiony serial? Nie ma problemu, zapisujemy grę „na telewizorze” i przenosimy się na komputer, gdzie wrócimy wczytamy nowo utworzonego „sejwa”.
Dużym minusem był dla mnie fakt, że jeżeli odejdziemy od konsoli na więcej niż parę minut, system automatycznie rozłącza nas „z uwagi na nieaktywność”, niezależnie od tego, czy byliśmy w samym środku rozgrywki, czy w menu. System nie pozwoli nam nawet na zapis, więc nie ma szans, żeby „na pauzie” skoczyć do sklepu, czy ugotować sobie przekąskę.
Ogółem: OnLive działa i sprawdza się jeszcze lepiej niż rok temu, gdy pierwszy raz zajrzeliśmy do usługi. Od tego czasu dodano obsługę Achievementów oraz podpięcia swojego konta do Facebooka, a także dużo mniejszych usprawnień. Choć pewne elementy irytują i wymagają dopracowania, plusy technologii zdecydowanie przeważają nad brakiem szlifu.
Sprzęt
Sama konsola jest niezwykle solidna. Lekka, ale wytrzymała. Z uwagi na brak jakichkolwiek wywietrzników warto wspomnieć jednak, że lubi się nagrzewać.
Również sam pad wykonano z wysokiej klasy materiałów, z nadanym połyskliwym wykończeniem na korpusie i matowymi uchwytami. Mimo znajomego kształtu, konsolowcy będą potrzebowali czasu żeby przyzwyczaić się do stawiających dużo większy opór analogów i spustów. Do gustu nie przypadł mi za to „krzyżak”. Miałem wrażenie, że przyciski nie wciskają się odpowiednio głęboko, wciśnięcie wymaga sporego nacisku, a każda akcja kursorami akompaniowana jest delikatną wibracją i cichym skrzypieniem ukrytej pod spodem blaszki, czy sprężynki. Jest jednak, na szczęście, dużo precyzyjniejszy od tego na Xboksie.
Dziwnie rozwiązany wydał mi się jednak, system włączania i wyłączania konsoli. Wciskając przycisk na urządzeniu, uruchamiamy ją. Po wyłączeniu, jak większość urządzeń domowych, przechodzi w tryb czuwania. W tym trybie jesteśmy w stanie włączyć konsolkę wciskając przycisk „OnLive” na kontrolerze, tak jak robimy to na innych konsolach. W przeciwieństwie jednak do nich, jeśli pozostawimy konsolę w trybie czuwania zbyt długo, wyłączy się ona całkowicie. Jedynym sposobem na włączenie jej wtedy jest podniesienie się z kanapy i „ręczne” wciśnięcie przycisku zasilania na urządzeniu. Oczywiście, nie jest to rozwiązanie rujnujące system, każe jednak zastanawić się nam nad sensownością wprowadzania jakiegokolwiek trybu czuwania, skoro następnego dnia i tak zastaniemy go w stanie całkowitego wyłączenia.
Gry
W bibliotece OnLive znajduje się już ponad 160 tytułów, a co parę dni dodawane są nowe. Niemal każda z pełnych wersji gier może zostać przetestowana na zasadzie 30-minutowego triala. Jeżeli jesteśmy zainteresowani wykupieniem pełnego dostępu, mamy zazwyczaj kilka opcji: możemy odblokować ją na kilka dni za ułamek pełnej ceny albo wykupić nielimitowany do niej dostęp. Alternatywą jest opcja „PlayPack”, abonament (£6.99 miesięcznie [~35zł]), który pozwala nam na grę w ponad 100 gier tak długo, jak płacimy za usługę. W skład gier dostępnych w ramach PlayPacka znajduje się sporo hitów takich jak: „Batman: Arkham Asylum”, „Bioshock”, czy „Borderlands”, ale nie sposób zauważyć, że duża część gier w zestawie to słabe zapełniacze miejsca lub gry indie. PlayPack pozwala też na zakup pozostałych gier po niższych cenach (30% zniżki).
Niektóre tytuły, szczególnie te nowsze, sprawdzają się na OnLive naprawdę dobrze. W Deus Ex: Human Revolution grało mi się równie świetnie kontrolerem, jak i kombinacją myszki + klawiatury. Wiele starszych gier, jak na przykład Defense Grid Gold, wydaje się kompletnie niedostosowana do usługi. Mimo że obsługiwałem grę kontrolerem, samouczek gry uparcie instruował mnie w użyciu myszy i klawiatury. Podobnie sprawa miała się w Saints Row 2: gra zwyczajnie nie chciała przyjąć do wiadomości, że steruję nią padem, cały samouczek proszący o wciskanie przycisków na klawiaturze przypominał raczej grę w „Memory” i zgadywanie, który przycisk na urządzeniu przyporządkowano danej opcji z klawiatury.
Wiele z tytułów, w tym wspomniany wyżej Saints Row 2 nie wspiera w ogóle trybu OnLive, o czym informuje nas komunikat przy uruchomieniu gry. Niektóre inne, jak na przykład Homefront, oferują tryb Multi, ale jako osobną „grę”. Warhammer 40,000: Space Marine obiecuje zaś, że tryb multiplayer pojawi się „już wkrótce”.
Bardzo niewygodną okazała się dla mnie również lista posiadanych przez nas gier. Szczególnie, gdy mamy ich dużo, poruszanie się po dużych „kafelkach” bez możliwości wyszukiwania, czy zobaczenia więcej niż 5 tytułów naraz jest bardzo upierdliwe, szczególnie korzystając z pada.
OnLive posiada również unikatową funkcję „widza” w trybie Arena, która pozwala użytkownikom „wskoczyć” w ekran dowolnego gracza i śledzić w czasie rzeczywistym jego poczynania. Widzowie mogą również głosować „kciukami w górę”, bądź „w dół”, by wyrazić swoje opinie na temat danego gameplayu.
Jakość
Jak wyglądają gry przesyłane nam przez OnLive? Średnio, szczególnie na PC. Aplikacja OnLive defaultuje do 720p i obrazu o przepustowości około 5.5mbps. Jakość dodatkowo pogarsza się jeśli nasze łącze internetowe nie jest w stanie nadążyć za otrzymywanym obrazem. Przykłady obejrzeć możecie na screenshotach. Dużo lepiej postrzegana jakość obrazu prezentuje się na mikrokonsoli podłączonej do telewizora. Jakość pozostaje względnie podobna (mikrokonsola pozwala nam zmienić w opcjach tryb wyświetlania i grać nawet w pełnym 1080p!), ale odległość w jakiej siedzimy zazwyczaj od telewizora wystarcza, by artefakty kompresji stały się praktycznie niewidoczne. Sam przyłapywałem się na tym, że wchłonięty w rozgrywkę zapominałem, że na dobrą sprawę „oglądam wideo z gry”. Obraz traci jednak zauważalnie na jakości, a nawet delikatnie klatkuje w momentach wartkiej akcji.
Dźwięk przesyłany jest do nas w systemie surround 5.1, a mikrokonsola posiada zarówno wyjście HDMI jak i TOSLink, więc zalecam podłączenie jej do kina domowego.
Największą obawą graczy jest zapewne latencja. Zaskakująco i z nią miałem problemy wyłącznie wtedy, gdy moje własne łącze internetowe odmawiało współpracy. Niezależnie od gatunku, w grach FPS, wyścigach, czy strategiach nie zauważyłem wyraźnego opóźnienia w czasie reakcji, gdy cały system działa prawidłowo. Kilkukrotnie zdarzyło się jednak, że serwery OnLive były przeciążone ilością aktualnie dostępnych graczy co wyraźnie wpływało zarówno na czas odpowiedzi, jak i jakość obrazu, a w skrajnym przypadku skończyło się nawet rozłączeniem.
Podsumowanie
Co do tego, że OnLive działa, nie ma wątpliwości. Być może samo w sobie jest jeszcze zbyt młode, by zagrozić „dużym konsolom” i PCtom, ale i nie od razu Rzym zbudowano. Już dziś jest to system na tyle kompetentny, że bez wahania jestem w stanie wam go polecić. Jeśli cenicie sobie wygodę rozwiązania na tyle, by przymknąć oko na pewne niedociągnięcia i usterki, zakochacie się. I z tego powodu właśnie jestem niezwykle rozdarty. Po jednej stronie barykady stoi moja ukochana kolekcja gier, które zbierałem przez lata i do których wracam niezwykle często. Z drugiej strony jednak nadchodzi idylla chmury. Jeżeli ten całkiem świeży system sprawdza się tak dobrze już teraz, co będzie za 5 lat? Na samą myśl o możliwościach cloud computing przechodzą mnie dreszcze. Wygoda, mobilność, no i brak konieczności aktualizacji sprzętu są niezwykle kuszące i wszystko wskazuje na to, że stopniowo będziemy krok po kroku szli w kierunku asymilacji przez sieć.
Samą usługę OnLive polecam od ręki każdemu. Rejestracja jest darmowa, a możliwość przetestowania tytułów za darmo powinna wystarczyć każdemu do podjęcia osobistej decyzji na temat wartości usługi. Sama mikrokonsola również jest urządzeniem solidnym i ciężko jej cokolwiek zarzucić.
Recenzja opracowana na podstawie sprzętu oraz gier dostarczonych recenzentowi przez firmę OnLive, twórcę usługi.