Podgląd Tekstowy, czyli krótszy tekst o grach, o których nie ma za dużo do powiedzenia, ale na pewno warto wspomnieć choć słowo. W dzisiejszym odcinku dwie mniejsze polskie produkcje, jedna kompletnie niezależna, obie warte uwagi.
#1 Bug Academy
Jest to niesamowicie urocza gierka, w której, sterując chmarą owadów, wypełniamy różne zwariowane cele, by ukończyć Robaczą Akademię. Dostępne są cztery “klasy postaci”. Podstawowym wyborem są muchy, które po prostu latają i przenoszą przedmioty. Komary potrafią również wciągać różne substancje (woda, farba, ostry sos) i w odpowiedni sposób ich używać, pszczoły mogą strzelać swoimi osobnikami, by w ten sposób nadziać przeciwników na żądła, a świetliki… no cóż, świecą. Dla każdego gatunku przewidziano do przejścia tutorial i 6 poziomów zakończonych egzaminem. Oprócz owadów istotną rolę zajmują krowy. Są przeciwnikami, klientami pizzerii, dzielnymi rycerzami, górnikami; generalnie wszystkim, co jest akurat potrzebne.
Gameplay to ogólnie pojęta zabawa fizyką świata. Łapiemy różne rzeczy i przenosimy z miejsca na miejsce, coś pchamy, coś ciągniemy. Niektóre motywy poziomów powtarzają się dla wszystkich insektów, ale zawsze różnią się stylem czy pomysłem. Zbudowanie jak najwyższej wieży muchami nie będzie zbytnio ekscytujące, ale ze świetlikami zmienia się to w cyberpunkową przygodę. Każda klasa w końcu trafi też na zadanie polegające na przenoszeniu przedmiotów – roznieść pizze krowiej klienteli, dostarczyć zamówione pralki i lodówki (od razu do odpowiednich pokoi). Powtarza się także pomysł na poziom w stylu Angry Birds, gdzie trzeba wyrzucić jak najdalej krowiego wojownika i zniszczyć wrogi zamek. Niestety niektóre poziomy są po prostu męczące, ale inne były naprawdę przyjemne do grania i aż chce się je przejść ponownie, by pobić własne rekordy. Przygoda w kosmosie w stanie nieważkości, gdzie trzeba chronić swoje kryształy przed krowami-astronautami? Poziom skradankowy, gdzie trzeba przekraść się jak najciszej i ukraść wielki diament? Wszystkie te pomysły są bardzo zabawne i grało mi się w to po prostu przyjemnie. Gra nie miała dużego budżetu (odbyła się nawet zbiórka na Kickstarterze), nie było więc milionów na dopieszczenie detali, ale styl graficzny mi się spodobał – wszystko urocze i kolorowe, nasze robaczki są bardzo pocieszne, a wszystkie krowy to takie zabawne kuleczki.
Czasami jednak rozgrywka stawała się trochę denerwująca. Sterowanie robaczkami to niekiedy bardzo chaotyczna kwestia, zwłaszcza w misjach na czas – bardzo się starasz, by szybko coś przetransportować, a tu utykasz, zderzasz się i tak dalej. Misje w budowanie wież również potrafią napsuć krwi, gdy trzeba być precyzyjnym. O malowaniu obrazów komarami to nawet nie wspomnę! Fizyka gry jest więc po części jej najlepszym elementem, a po części najgorszym, wszystko zależy od presji czasu. Poziomy luźniejsze, w których nie trzeba się spieszyć ani być zbytnio dokładnym, to sama przyjemność, ale cała reszta to ciężki orzech do zgryzienia.
Przy ocenie gry zawsze zwracam uwagę na osiągnięcia w niej dostępne, tutaj znaleźć można te z gatunku mocno czasochłonnych. Każdy poziom trzeba ukończyć na trzy gwiazdki i w każdym jest dodatkowe trudne wyzwanie, określona mocno wyśrubowana liczba punktów do zdobycia lub czas do pobicia. Na szczęście nie jest to tylko puste nabijanie statystyk ponieważ dzięki gwiazdkom dostępne stają się także kostiumy dla naszych robaczków.
Długość podstawowego przejścia gry zawodzi, udało mi się ją ukończyć w trochę poniżej 4 godzin. Na szczęście przygoda tutaj się nie kończy, mogę wrócić do gry i pomaksować kilka fajnych poziomów, pozbierać więcej ciuszków i spróbować swoich sił w dostaniu się do tabeli najlepszych. Skończyłem grę z zaledwie 2 osiągnięciami z 32, zdobycie ich wszystkich z pewnością mocno zwiększy czas zabawy, ale to dotyczy tylko zainteresowany maksowaniem. Bug Academy zmierza na Switcha i z chęcią zaopatrzę się w ten tytuł także tam. Casualowy gameplay jeszcze bardziej pasuje mi do tego sprzętu, chętnie pokażę także ten tytuł znajomym. Na Steamie dostępne jest demo, zachęcam do sprawdzenia.
Na Box Kid Adventures trafiłem przypadkiem na Twitterze twórców, chociaż już w 2015 roku pojawiła się ona na Steam Greenlight, ale dopiero w styczniu tego roku miała swoją premierę. Jest to gra logiczna inspirowana klasycznym polskim tytułem – Robbo. Aby ukończyć poziom, trzeba znaleźć wszystkie karty odblokowujące wyjście. Poruszanie odbywa się na kwadratowych polach, jednak nie są one zwykle puste. Lasery, bomby, wiatraki wciągające nas w swoje wirniki, a nawet… dinozaury, wszystko to może się znaleźć na naszej ścieżce, więc każdy ruch trzeba odpowiednio przemyśleć i policzyć. Często sytuacja przypomina szachy, konkretne segmenty poziomu należy odpowiednio rozegrać. Zazwyczaj plansze ograniczone są bardzo wąskimi korytarzami, jeden drobny błąd oznacza źle przesuniętą skrzynkę i zablokowane wyjście. Na takie przypadki twórcy przygotowali opcję cofania czasu aż do 20 ostatnich kroków. W każdym momencie grę można także zapisać, by wypróbować kilka pomysłów na przejście i wczytać w razie wtopy.
Graficznie Box Kid Adventures mocno przypomina mi gry przeglądarkowe sprzed ponad dekady. I nie jest to minus! Grafika 2D, animacje jak z flasha, drobne przemyślane poziomy, miło mi się do tej epoki wróciło wraz z naszym pudełkowym chłopcem. Na myśl przychodzi mi również pecetowa gra Chip oraz cała masa innych tytułów logicznych dostępnych na komputery osobiste i telefony – konkretna liczbę poziomów pełna świetnych zagadek, bez “nieskończonych” generowanych losowo. W każdym z nich można zdobyć klasyczne trzy gwiazdki (tutaj w postaci trzech kart) – przejdź poziom, zrób mniej niż określona liczba kroków i użyj mniej niż podana liczba zapisów. Plansz łącznie jest 75 w 5 światach, do tego odblokować można 15 kostiumów do grania.
Osiągnięcia są tu prostsze do zdobycia niż w Bug Academy, na każdym poziomie wymyślono drobne wyzwanie – na tej planszy zabij wszystkich wrogów, z kolei na tej wysadź wszystkie bomby, a tutaj zabij wszystkie osy. Nie są one zbyt trudne do zrobienia, ale pozwalają spojrzeć na pokonane już poziomy od zupełnie innej strony. Bardzo dobrze wyważone są zagadki. Czasem widać rozwiązanie w miarę szybko, czasem trzeba chwilę posiedzieć i pogłówkować. Jeśli już się na czymś mocno zaciąłem, to następnego dnia wracałem do gry ze świeżym umysłem i przechodziłem bez problemu. Problem za to pojawia się w momencie faktycznego utknięcia, które mogą się przytrafić w kilku miejscach. W internecie nie ma dostępnych żadnych poradników czy let’s playów, gra również nie udostępnia żadnych wskazówek, a żadnego poziomu nie można ominąć.
Gra ma kilka bolączek małego budżetu i braku doświadczenia twórców. Wspomniane cofanie czasu to dobry pomysł i coś w miarę popularnego w grach, jednak tutaj trzeba anulować każdy krok pojedynczo. Jeden. Po. Drugim. I każde cofnięcie trwa z dwie sekundy. Jeśli chciałem cofnąć pełne 20 kroków, to szybciej wychodziło korzystać z opcji zapisu i wczytywania. Tuż po śmierci pokazuje się także menu z trzema opcjami: cofnij, zrestartuj i wyjdź do menu. Nie ma przycisku od wczytania ostatniego zapisu. Pozostaje albo zrestartować, albo cofnąć się o jeden krok, wstrzymać grę i dopiero wtedy wczytać. Potrafi to nieźle napsuć krwi. *Korekta – przycisk wyjścia do menu okazał się przyciskiem wczytania. Tak więc problemu nie ma, ale dobór ikonki przyciski oraz brak podpisu sprawił, że uznałem to za wyjście do menu i go po prostu nie używałem. Może to tylko ja, może ogólnie kwestia UX.
Przejście fabularnych 25 poziomów zajęło mi 7 godzin, ale zaliczając każdy możliwy etap można z tej gry spokojnie wyciągnąć dużo więcej. Za rekomendację niech posłuży więc fakt, że to właśnie zrobię. Gra mi się spodobała i chętnie do niej wrócę.
Kopie gier do recenzji udostępnili twórcy.