Gdy ostatni raz grałem w klasyczne odsłony Master of Orion, Pluton był jeszcze planetą, a NASA wciąż prowadziła swój program wysyłania w kosmos promów kosmicznych. Innymi słowy, ja się starzeje, a Pan Oriona jakimś cudem odmłodniał.
Ta klasyczna seria strategii 4X wskrzeszona została przez Wargaming chyba tylko po to, by przyprawić mnie o palpitacje. W świecie zdominowanym przez gry sieciowe i strzelanki coraz trudniej znaleźć miejsce na wysokobudżetowe gry — nazwijmy to — bardziej filozoficznych gatunków. Sam ten fakt wart jest odnotowania. Ale prosto w nostalgię uderza tu coś więcej niż tylko odkurzona marka. Master of Orion: Conquer The Stars jest niczym skansen dla podstarzałych graczy miksujący klasyczną serię z gwiazdorską obsadą ikon science-fiction ubiegłych dekad. Bo kogóż innego jak nie Wargaming stać byłoby, by w 2016 roku obsadzić w jednej niszowej strategii między innymi Marka Hamilla (Luke, Gwiezdne Wojny), Roberta Englunda (Freddie, Koszmar z Ulicy Wiązów), Johna de Lancie (Q, Star Trek) i Michaela Dorna (Worf, Star Trek).
Choć nietrudno więc domyślić się, że grupą docelową w jaką starali się wstrzelić producenci jest gracz odrobinę starszy, to nie powinno to odstraszyć fanów sci-fi młodszych stażem. Odważę się wręcz posunąć do stwierdzenia, że Conquer the Stars jest jedną z najbardziej przystępnych i prostych gier strategicznych dostępnych w tym momencie na rynku.
Formuła wygląda następująco — wybieramy jedną z 10 dostępnych w grze ras lub tworzymy swoją własną i jako jej przedstawiciel wyruszamy na turowy podbój kosmosu. Mapa gry przypomina planszówkę podzieloną na spięte ze sobą kosmicznymi autostradami układy planetarne. W pierwszej fazie zabawy widzimy tylko swój lokalny układ z planetą startową, ale z czasem, wysyłając na zwiady statki, kosmos rozwinie się przed nami w feerii dziesiątek systemów pełnych pasów asteroid, gwiazd i planet do podbicia.
To właśnie taka losowo generowana galaktyka jest areną dla rozwoju kilku ras — czy to komputerowych w trybie jednoosobowym, czy kierowanych przez graczy w trybie sieciowym. A zadaniem grającego jest podbój kosmosu w klasycznym dla gatunku 4X splocie eXploracji, eXpansji, eXploatacji i eXterminacji. Pod tym względem gra przypomina chociażby Cywilizację – gracze mogą komunikować się na stopie dyplomatycznej, toczyć wojny i podbijać planety. W swojej turze grający wydają rozkazy swoim statkom kosmicznym, zajmują rozbudową baz poprzez kolejkowanie kolejnych zadań konstrukcji oraz zarządzają zasobami.
Na pierwszy rzut oka liczba dostępnych w grze opcji może wydawać się zatrważająca — drzewka technologiczne, przypisywanie pracowników do zadań, edytor statków, podatki, wyciskanie surowców z nieprzychylnych planet, dyplomacja i dziesiątki innych opcji o których należy pamiętać. Gra jednak radzi sobie bardzo dobrze z kierowaniem gracza w miejsca, które wymagają jego uwagi nigdy nie przytłaczając go obowiązkami. Opcjonalnie włączyć możemy nawet samouczkowych doradców, którzy pomogą w podejmowaniu decyzji. Paradoksalnie więc, kontrolowanie naszego imperium staje się momentami nudnawe, gdy gra dobrych parę tur potrafi toczyć się na autopilocie zmuszając gracza do przeklikiwania pustych tur.
I niestety największym zarzutem jaki można mieć w kierunku Master of Orion: Conquer the Stars to fakt, że autorzy zachowali się w jego produkcji bardzo zachowawczo. Wyjadacze 4X nie mają tu raczej czego szukać, bo jest to ten sam, sprawdzony schemat wykorzystywany przez ostatnie 20 lat w dziesiątkach innych produkcji tego gatunku. Oczywiście, MoO jest od nich dużo ładniejszy, dużo nowszy i dużo bardziej widowiskowy, ale ostatecznie ciężko jest mi wyciągnąć przed szereg chociaż jedną funkcję, która wyróżniałaby go na tle konkurencji.
Nie będzie to problemem dla kogoś kto dopiero zatapia się w świecie strategii 4X i uważam to za genialne miejsce, by swoją przygodę z tym gatunkiem rozpocząć, ale bardziej wymagający znawcy tematu stosunkowo szybko odczują wtórność.
Pod żadnym pozorem nie znaczy to, że Master of Orion jest grą nie wartą zakupu. To bezpieczne podejście do materiału źródłowego oznacza raczej, że studio NGD odpowiedzialne za produkcję nie miało zbyt wiele okazji, żeby popsuć coś w formule. Z jednej strony bowiem do gry wprowadzono chociażby dziwny hybrydowy system kosmicznych pojedynków. Twórcy nie mieli odwagi, by oddalić się zbyt daleko od głównego nurtu, więc na starcie do wyboru mamy aż cztery opcje prowadzenia batalii — tak, żeby przypadkiem nikt się nie obraził. Jest tryb ekspresowy wyświetlający wyłącznie podsumowanie, przydatny gdy nie chcemy marnować czasu na mniejsze starcia i aż trzy tryby walki w czasie rzeczywistym. Typowo RTS-owy tryb w którym ręcznie kontrolujemy każdy ze statków biorący udział w bitwie, tryb półautomatyczny ze wsparciem AI oraz tryb kinowy w którym jesteśmy tylko biernymi obserwatorami.
To w takich chwilach docenić możemy budżet włożony w produkcję. Od przepięknych teł aż po szczegółowe modele kosmicznych fregat i spójną stylistykę gry. Artyści projektu bardzo lubią się z kosmicznymi gradientami mgławic widocznymi wszędzie od potyczek po główną mapę gry. Nadaje to grze bardzo wysublimowanego, poważnego tonu, który ślicznie kontrastuje z przerysowanymi i żartobliwymi projektami postaci. Od przerażających Darloków przez kurczakowatych Alkari po odpychających Silikoidów design ras jest równie piękny co różnorodny. Master of Orion robiłby wrażenie nawet gdyby bohaterom głosów użyczali przechodnie z ulicznej łapanki, ale decyzja o zatrudnieniu najwyższych lotów aktorów pełni tu rolę wisienki na torcie — niemal sensorycznego przeładowania wysoką jakością produkcji.
I to w sumie główna cecha Master of Orion: Conquer of Stars. Jest to gra stworzona przez ludzi o wielkim szacunku dla materiału źródłowego, którzy nie przebierali w środkach, by stworzyć fantastyczną wariację na temat uwielbianej marki. W swoich staraniach byli jednak tak pieczołowici, że zabrakło im odrobiny odwagi, by niczym kosmiczni odkrywcy pójść o krok dalej i znaleźć własną tożsamość. To jednak samo w sobie grzechem nie jest, więc jeśli tęsknicie za solidną porcją 4X, bez wahania możecie po Pana Oriona sięgnąć.
Grę do recenzji dostarczył wydawca.
Master of Orion jest dostępny do zakupu na platformie Steam oraz GOG.com.