Autor: Redakcja arhn.eu

Kategoria nadrzędna
Redakcja arhn.eu

Niepojmowalny rozumem byt stanowiący amalgamat jaźni i skondensowany do formy eterycznej.

Przed rozpoczęciem gry bardzo obawiałem się spotkania z tym tytułem. Mając na uwadze poprzednie odsłony, aż skręcało mnie na samą myśl o identycznej rozgrywce, nudnym bohaterze i miałkiej fabule toczącej się od kilku lat i nie potrafiącej przestać. I, prawdę mówiąc, był to jeden z największych błędów w moim życiu. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że Black Flag to najlepszy Assassin’s Creed, jakiego wydano do tej pory. Zmian nie ma wiele, więc gra nie jest może czymś rewolucyjnym, bo w głównej mierze napotkamy tu stare schematy ulepszone i dopasowane do obecnego klimatu.

Cykl Gran Turismo jest jednym z najbardziej przełomowych w ramach nie tylko gier wyścigowych, ale i całej elektronicznej rozrywki. Stawiająca w dużej mierze na realizm, marka wielokrotnie zawładnęła sercami graczy, a każda jej odsłona cieszyła się świetnymi wynikami sprzedaży. Nic w tym dziwnego – produkcje te za każdym razem cechowały się piękną oprawą wizualną, niezwykle przyjemną rozgrywką i pasją w odwzorowaniu każdego detalu tego, co w serii Gran Turismo najważniejsze – samochodów i ich prowadzenia.

Mafia II nie może się pochwalić taką skalą (w kwestii budowy świata czy rozmachu) jak duże sandboksy z najwyższej półki: seria Grand Theft Auto albo Sleeping Dogs, a mimo to przyciąga bardziej kameralną – jeśli można to tak określić – atmosferą i mniej chaotyczną rozgrywką. Zawdzięczamy to mniejszemu miastu i skupieniu się przede wszystkim na głównym wątku fabularnym. Wiele osób miało za złe wydawcy i developerom taki stan rzeczy (szczególnie, że widać jak na dłoni wycięte DLC z „fuchami”), ja jednak postarałem się znaleźć zalety produkcji naszych czeskich sąsiadów.

Prawdopodobnie ten tok myślenia doprowadził do stworzenia i wydania gier, które można określić horrorami. Alone in the dark, Resident Evil, Silent Hill, to przedstawiciele tego gatunku w głównym nurcie, jednak i twórcy niezależni nie mają się czego wstydzić. Niskobudżetowe gry, takie jak Amnesia i Slender często przerażają dużo skuteczniej i w bardziej wysublimowany sposób niż ostatnie odsłony najlepiej sprzedających się serii. Nie przepadam za horrorami, które w prymitywny sposób, straszą odbiorcę wyskakującymi na ekran potworami. Według mnie, to po prostu wykorzystanie odruchów bezwarunkowych, a nie sztuka straszenia. Zdecydowanie wolę, gdy, dzięki odpowiednim zabiegom scenariusza i jego audiowizualnej oprawy, groza i terror sączą się z głośników i monitora wprost do mego umysłu. Powoli i cierpliwie. Jak woda drążąca skałę. Taki sposób straszenia sprawia, że nie podskakuję na krześle nerwowo, lecz wstając od komputera mam zjeżone włosy na karku i nerwowo oglądam się za siebie.

Platformówki są mielonymi wśród gier wideo. Pozornie proste do zrobienia, nie wymagają od twórcy specjalnych umiejętności, aby wyszły jako tako zdatne do zjedzenia, ale też nie jest to nic w szczególności smacznego, choć przy odrobinie chęci wykazania się kunsztem oraz determinacji do przyrządzenia porządnej potrawy możemy stworzyć przysmak, który w przyszłości na samo wspomnienie sprawi, że nasze gruczoły ślinowe zaczną intensywnie pracować. Wszystko zależy nie od naszych umiejętności w przyrządzaniu obiadu w kuchni, ale od tego jak przyłożymy się do pracy. Oozi: Earth Adventure, która najpierw ukazała się w Xbox Live Indie Games, a od ponad roku próbuje, przez platformę Steam Greenlight, dostać się do najpopularniejszego systemu cyfrowej dystrybucji, jest pośpiesznie ulepionym kotletem wrzuconym na olej sprzed tygodnia.

Zastanawialiście się kiedyś jak trudnym i skomplikowanym zadaniem jest prowadzenie studia zajmującego sie produkcją gier? Ile to razy bezlitośnie besztaliście twórców za ich błędy? Przecież wystarczyłoby zrobić trochę większy świat oraz doszlifować całość, a byłoby idealnie… Game Dev Story jest mini-symulatorem wydanym na iOS i Androida, dzięki któremu będziecie mieli okazję sprawdzić się jako developer. Naszym zadaniem jest wyprodukowanie gry, która zgarnie świetne oceny, a co za tym idzie, dobrze się sprzeda.

Tak, fala. Zgodnie z tym, co widnieje na Wikipedii, możemy mówić aż o kilkudziesięciu serialach animowanych opartych na markach ze świata gier. „Kilkudziesięciu? To jak mogłem o żadnej nigdy nie usłyszeć?!” Cóż, jeśli nie dorastałeś w latach 90. lub nie interesujesz się japońską kulturą – nie ma w tym nic dziwnego. Moda na animowane adaptacje gier minęła, zdaje się bezpowrotnie, a powodem tego często był sam poziom tych produkcji.

Póki co berło najpopularniejszej gry MOBA dzierży Leauge of Legends, na horyzoncie jednak ukazał się kolejny przedstawiciel owego gatunku, będący próbą przeniesienia spuścizny fanowskiej mapy DotA na osobnego klienta. Jest to oczywiście Dota 2, która po ukończeniu długaśnej bety wreszcie może poszczycić się mianem pełnej, niezależnej od innych gry. Jak więc w oczach wieloletniego fana warcraftowej mapki wypada, po ponad rocznym udziale w testach beta, tytuł Dota 2? Otóż z czystym sumieniem rzec mogę, iż jest lepiej, ładniej, więcej – zwyczajnie przyjemniej. Ale po kolei.