Autorem niniejszej recenzji jest Chmurowaty
Czy zwieńczenie trylogii było według mnie dobre? Albo przyzwoite? Tak, ale zarazem nie. Dlaczego? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie w niniejszej recenzji „Assassin’s Creed III”. Zapraszam do lektury.
Pierwsza i chyba najważniejsza zmiana pojawiająca się w trzeciej odsłonie cyklu tyczy się samego bohatera. Ezio Auditore był ciekawą postacią, jednak uważam, że Ubisoft wystarczająco go wymęczył. Tym razem przychodzi nam poznawać historię Connora, który ma w sobie krew Indianki oraz Brytyjczyka. Tak naprawdę, sam nie wiem, co mam myśleć o tym bohaterze. W porównaniu z poprzednim asasynem, czy chociażby Altairem, był… nijaki. Nie miał żadnych cech różniących go od ludzi mijanych na ulicy, mimo iż sama fabuła dawała twórcom spore pole do popisu.
Przechodząc do bardziej technicznych aspektów gry, warto podkreślić, że mimo zastosowania nowego silnika, prawie nic się nie zmieniło. Dodany został generator pogody, można wchodzić na większość napotkanych drzew, swobodne bieganie stało się bardziej intuicyjne – to oczywiście cieszy, ale osobiście spodziewałem się czegoś więcej. Skoro mówimy już o silniku, to nie wiem, czy to jego wina, czy po prostu Desmond ma syndrom szybszego starzenia się niczym Snake? W najnowszej odsłonie gry główny bohater serii wygląda co najmniej dziwnie. Zupełnie nie przypomina znanego nam modelu postaci i ta zmiana naprawdę drażni, szczególnie że spędzamy z nim więcej czasu niż w poprzednich częściach. No i właśnie, protagonista z teraźniejszości nie jest już zwykłą marionetką, która bez przerwy siedzi w Animusie. Tym razem Desmond podróżuje po świecie, by odkryć tajemnicę miejsca, w którym leży klucz do rozwiązania największej zagadki serii (swoją drogą, dla mnie rozwiązanie było czymś oczywistym do bólu).
Wspomnienie występujących w grze błędów nadal wywołuje u mnie uśmiech politowania. Nie mam pojęcia, czy to wina konsoli, kopii płyty, czy może samej gry, ale przez 12 godzin rozgrywki bugi atakowały mnie na każdym kroku. Były urozmaicone, poczynając od latających(!) psów, a kończąc na blokowaniu się NPC w drzewach i ścianach (co kilka razy uniemożliwiło mi kontynuowanie gry). Takie problemy z serią mam już drugi raz, choć w „AC: Revelations” było ich mniej i nie tak poważnych. Kolejną rzeczą, która “umiliła” mi zabawę były… spowalniacze, że tak to nazwę. Jeżeli ktoś grał w poprzednie części, to na pewno pamięta denerwujące żebraczki bądź nachalnych bardów, którzy niby przypadkiem podbiegali tylko do naszego bohatera i uprzykrzali mu życie. Widocznie to urozmaicenie rozgrywki tak spodobało się twórcom, że zaimplementowano je również w „trójce”. Tym razem uraczono nas sierotami, które osaczają herosa niczym wygłodniała wataha wilków.
Ale hej, dość tego narzekania! Czas w końcu pogadać o plusach. Na pierwszy ogień niech pójdzie sama oprawa graficzna. Widać spory skok w dobrym kierunku, gra przepełniona jest pięknymi widokami, jak zachód słońca na horyzoncie oceanu, który możemy obserwować z olbrzymich wysokości, czy pejzaże lasów pokrytych śniegiem. Sporym atutem jest również ścieżka audio idealnie wpasowującą się w klimat wojny secesyjnej, co umożliwia nam lepsze wczucie się w realia świata. Jednak nie jest to nowością w uniwersum assassynów wykreowanym przez Ubisoft Montreal.
Pozwolę sobie wszystko krótko podsumować. Assassin’s Creed III, względem poprzednich części, jest sporym krokiem naprzód, jednak nadal pozostaje sporo do doszlifowania. Pozwoliłem sobie nie recenzować trybu multiplayer, ponieważ jest niemal identyczny z tymi, które znamy z poprzednich części gry. Osoby, które zakochały się w serii, na pewno nie będą zawiedzione. Zaś ci, którzy pierwszy raz mają styczność z historią asasynów, zapewne będą czerpali z „trójki” większą frajdę niż starzy wyjadacze. A jak to wyglądało dla mnie? Niestety, jak podtrzymywanie żywotności marki tylko po to, by zgarnąć wielkie pieniądze za przysłowiowy “odgrzewany kotlet”. Assassin’s Creed III to kolejna gra, wokół której zrobiono wielki szum, a po jej przejściu w pamięci nie zostaje prawie nic wartego miłego wspominania.