Po sześciu latach wojny z Kolechią Arstotzka wreszcie odzyskała swoją połowę przygranicznego miasta Grestin. Ministerstwo Kontroli Granicznej podjęło trudną decyzję o otwarciu w nim przejścia. Przeprowadzono loterię i to właśnie nasz bohater został wybrany na celnika w punkcie odprawy paszportowej w Grestinie. Natychmiast przyjeżdża z rodziną do miasta z dotychczasowego domu w Nirsku i wprowadza się do mieszkania najniższej, ósmej klasy. Swoją pracę zaczyna o szóstej rano.
Wierzcie lub nie, ale tak właśnie zaczyna się Papers, Please. Mogłoby się wydawać, że to słaby materiał na grę, lecz Lucas Pope – jej twórca – miał inne zdanie. Wykorzystując stworzone już wcześniej przez siebie fikcyjne państwa bloku wschodniego (wykorzystał je na przykład w Republia Times), zdołał wykreować bardzo wiarygodne doświadczenie, które nie pozwala oderwać się od monitora.
Podstawy rozgrywki są banalnie proste. Ekran podzielony jest na dwie części – na górnej widzimy szerokie ujęcie na przejście graniczne i kolejkę oczekujących, na dolnej znajduje się wnętrze budki, w której urzęduje nasz bohater. Na początku każdego dnia na jego biurku ląduje biuletyn z najnowszymi wytycznymi z Ministerstwa. Do jego dyspozycji jest zegar wskazujący oprócz czasu także datę, zautomatyzowany protokolant, dzięki któremu można łatwo przypomnieć sobie przebieg ostatniej rozmowy, faks i dwa stemple – jeden do zatwierdzania, drugi do odmowy.
Nasze zadanie polega na analizowaniu dokumentów kolejnych petentów pod kątem poprawności danych w nich zawartych. Choćby jedna nieścisłość może być powodem do użycia czerwonej pieczątki. Początkowo całe sterowanie sprowadza się do umiejętnego operowania myszką, z czasem będziemy mogli dla wygody używać też kilku przycisków na klawiaturze.
Warto podkreślić jak świetnie został rozwiązany problem poziomu trudności gry. Główny wątek Papers, Please trwa miesiąc. Początkowe dni, mimo że teoretycznie pracujemy na pełnych obrotach, są jedynie rozgrzewką przed tym, co czeka nas później. Zapoznajemy się ze sprzętem, uczymy się wyłapywać szczegóły i po raz pierwszy spotykamy się ze specjalnymi petentami.
Przez naszą budkę przewiną się trzy rodzaje ludzi. Pierwszy z nich to generowani losowo podróżnicy – nie są w żaden sposób oskryptowani, nie mówią nic specjalnego. Poza drobną karą z Ministerstwa nie stanie się nic szczególnego, jeśli postawimy nieprawidłową pieczątkę. Od czasu do czasu w okienku pojawią się postaci fabularne. Rozmowa z nimi oraz ich dokumenty będą zawsze takie same. W zależności od decyzji, jakie będziemy podejmować podczas obsługiwania takich osobników, w przyszłości możemy odczuć różne ich skutki.
Ostatnią grupą są petenci z problemami. Podczas kontroli poproszą nas o wyświadczenie przysługi. Czasem będzie się ona wiązała z bezprawnym przepuszczeniem ich przez granicę, czasem nie. W nagrodę za pomoc otrzymamy żeton państwa, z którego pochodzi dany podróżnik oraz, w wersji steamowej, achievementa. Możemy też zignorować ich potrzeby i zwyczajnie wykonywać swoją pracę.
Po każdym dniu graczom ukazuje się ekran podsumowujący. Przede wszystkim będziemy mogli na nim zarządzać finansami. Jako że pensja urzędnika nie jest wysoka, często trzeba dokonać wyboru między ogrzewaniem a jedzeniem. W bocznym menu możemy sprawdzić stan członków naszej rodziny. Jeśli nie zaspokoimy ich potrzeb, mogą na przykład zachorować. Od czasu do czasu za zaoszczędzone pieniądze da się kupić również kilka udogodnień do naszej budki – mimo że są drogie, to podwyższą naszą wydajność, a tym samym pensję. Jak widać nawet tutaj twórca zadbał o to, żeby poważnie zastanawiać się nad wyborami.
Gra nie została stworzona po to by nas karać. W każdej chwili możemy wyjść do menu i w specjalnym oknie wybrać dzień, który chcemy powtórzyć. Powstanie w ten sposób alternatywna oś czasu, na której będziemy mogli podejmować oddzielne decyzje bez wpływania na to, co zrobiliśmy wcześniej. A jeżeli sobie tego zażyczymy, możemy cofnąć czas wiele razy.
Pierwsze przejście gry zajmie przeciętnemu graczowi około 4 godzin. Jednak z uwagi na mnogość możliwych do podjęcia decyzji, ma ona aż 20 różnych zakończeń. Są 3 główne, które w całości zależą od naszych postępowań, resztę natomiast odblokujemy niejako przy okazji.
Oczywiście nie samą fabułą gra stoi. Po uzyskaniu jednego z zakończeń otrzymamy specjalny kod pozwalający odblokować Endless Mode. Składa się on z trzech trybów, w których musimy wykorzystać zdobyte podczas normalnej rozgrywki umiejętności szybkiego i poprawnego sprawdzania dokumentów. Punkty zapisywane są na tablicy wyników online, więc fani rywalizacji i bicia rekordów z łatwością odnajdą się w tym trybie.
Jak na grę stworzoną przez jednego człowieka przystało, Papers, Please ma bardzo skromną oprawę graficzną. Skromną, ale w zupełności wystarczającą. Fotorealizm tylko zepsułby ciężki klimat pracy na granicy dwóch komunistycznych państw. Twarze petentów są różnorodne, oczywiście zdarzało się, że miałem odczucie “gdzieś już go widziałem”, ale w zasadzie tak samo mam w prawdziwym życiu, więc ten mały problem zamienia się w plus. Animacje podchodzących do budki też wyszły świetnie, są niezwykle płynne. Jedynym minusem grafiki jest to, że w widoku na przejście wszyscy ludzie są przedstawieni w takich samych płaszczach, niezależnie od tego jak wyglądają przy okienku. Ale po raz kolejny, to może wyjść na plus, gdyby uznać takie przedstawienie ludzi za metaforę tego, że komunistycznej władzy nie obchodzi kim jest i jak wygląda dana osoba – liczy się sztuka.
Oprawa dźwiękowa to również skromny zestaw efektów obmyślony jednak tak, że aż przyjemnie go słuchać. Gdyby puścić motyw muzyczny losowemu przechodniowi na ulicy, jestem prawie absolutnie pewien, że skojarzyłby go ze Związkiem Radzieckim. Jest monotonny i zapętlony, ale mimo wszystko chce się go słuchać. Dla kontrastu w pracy, przy sprawdzaniu dokumentów, towarzyszy nam jedynie szum wiatru, odgłosy przejeżdżających w oddali samochodów i szelest przewracanych kartek przerywany głośnym dźwiękiem stempla. Majstersztyk.
Żeby jednak nie wydawało się, że wszystko jest w Dokumenty, Proszę idealne, muszę trochę ponarzekać. Przede wszystkim denerwuje mnie brak swobody w podejmowaniu decyzji. Owszem, to ode mnie zależy czy przepuszczę daną osobę, czy każę jej odejść w pokoju, ale jeśli postawię nieprawidłowy stempel, mogę pożegnać się z pięcioma kredytami pensji, a w dodatku dostanę pisemne upomnienie faksem, kilka sekund po popełnieniu błędu. Skoro ktoś w Ministerstwie i tak bez przerwy patrzy mi na ręce, to dlaczego w ogóle tam pracuję? Rozumiem, że bez tej mechaniki gra nie miałaby za bardzo sensu, ale myślę, że lepiej by było wyświetlać takie rzeczy jako osobny komunikat, zamiast udawać, że to część symulacji.
Mimo tej małej nieścisłości, Papers, Please jest niesamowite. Podział na dni sprawia, że działa tutaj syndrom “jeszcze jednej tury”. Dopiero kiedy zaczniemy popełniać głupie błędy, spostrzeżemy, że jest trzecia w nocy i to pewnie ze zmęczenia. Proste sterowanie i grafika sprawią, że gra odpali się wszędzie, a w dodatku każdy będzie mógł spróbować swoich sił w pracy na przejściu granicznym. Jest zdecydowanie warta pięniędzy, których oczekuje za nią twórca i z całego serca ją polecam. Chwała Arstotzce!