Tak jest, różni bohaterowie zyskiwali sympatię graczy i spoczywali na laurach, gubiąc się gdzieś między kolejnymi generacjami, ale ta dwójka – Lombax i robot – przez 12 lat ciągle przeżywa nowe przygody dzięki wysiłkom studia Insomniac Games.
Chłodna historia
W pewnym momencie życia PlayStation 3, panowie z Sony zorientowali się, że gdyby wziąć popularne gry z poprzedniej generacji, podciągnąć je do HD i sprzedawać spragnionym sequeli fanom, to można by zarobić po raz drugi na tym samym. Tak powstała seria Classics HD, do której przez kilka lat trafiły najważniejsze gry poprzedniej generacji.
Już w 2009 roku, po ogłoszeniu kolekcji God of War, fani zaczęli domagać się takiego samego potraktowania serii z Ratchetem i Clankiem. Nic dziwnego, to świetne gry. Niestety podjęcie decyzji o stworzeniu takiego odświeżenia zajęło bardzo długo, bo dopiero w czerwcu roku 2012 na półki sklepowe trafiła The Ratchet and Clank Trilogy. Stało za nią studio Idol Minds – autorzy nieźle przyjętego Pain. Wyszła zarówno na płytach jak i w formie cyfrowej. Jej głównymi atutami miało być renderowanie grafiki w 1080p, tryb 3D oraz zestaw trofeów dla każdej z części serii.
W okolicach premiery kolekcji trzech pierwszych gier zaczęły krążyć plotki o możliwym odświeżeniu czwartego tytułu – Ratchet: Gladiator. Jak się okazało, były one całkiem słuszne, a jego premiera została ogłoszona na maj 2013. W międzyczasie Sony zdążyło obiecać darmową kopię tego tytułu dla każdego gracza, który zakupił Ratchet i Clank: Załoga Q, w związku z opóźnionym wydaniem wersji na Vitę.
Tak jak zapowiadano, 21 maja 2013 roku do amerykańskiego PlayStation Store trafiło Ratchet: Deadlocked HD (amerykański tytuł) i, tak jak zapowiadano, kody na jego darmowe pobranie zostały wysłane zainteresowanym. Europejscy gracze ciągle czekali z informacją, że premiera na ich kontynencie może się opóźnić. I faktycznie tak się stało – dopiero po czterech miesiącach w naszym PS Store pojawił się Ratchet: Gladiator HD. Przez ten czas zdążyłem się naczytać o rzekomym ogromie problemów z remasterem. Pozostało mi jedynie przekonać się na własnej skórze.
Może się wydawać, że tak długi wstęp to przesada, ale uznałem, że jestem Wam winien porządne wprowadzenie – mam słabość do tej serii i do dzisiaj nie wiem dlaczego Sony tak długo zwlekało z decyzją o jej odświeżeniu. Poza tym nie planuję oceniać samych gier, a jedynie ich remastery, więc zostało mi nieco więcej miejsca.*
Ostre jak brzytwa
Kiedy grałem w pierwsze części serii na moim PS2 podłączonym do telewizora SD, nie wyobrażałem sobie, że za kilka lat będę mógł odpalić te same tytuły na wielkim ekranie w tak doskonałej jakości. Jeśli chodzi o samo podciągnięcie do HD, dzięki nieco kreskówkowej i umownej grafice, kolekcja wygląda bardzo dobrze. Gry, według zapewnień, powinny chodzić w 60 klatkach na sekundę w 1080p. Na zbliżeniach widać, że tekstury nie są najostrzejsze, ale poza tym jest pięknie.
W dodatku wydaje mi się, że w trylogii powiększono zasięg renderowania obiektów – widać o wiele więcej nawet z dalszych odległości. Zdałem sobie z tego sprawę jednak dopiero po ograniu Gladiator HD, ponieważ w nim, niestety, draw distance był zdecydowanie za mały.
Jeśli zaś chodzi o muzykę, to nie słyszę różnicy jakościowej względem oryginałów. To ciągle ta sama, solidna ścieżka dźwiękowa. Niestety port cierpi przez niedokładne zapętlanie się utworów. Trafiają się kilkusekundowe przerwy raz na jakiś czas. Kilka innych ścieżek, między innymi ta towarzysząca walce z bossem w pierwszej części, w ogóle się nie odtwarzają.
Liczy się wnętrze
Mimo że na pierwszy rzut oka z grafiką wszystko jest w porządku, po jakimś czasie zaczniemy zauważać drobne, ale dosyć denerwujące błędy. Przykład – okulary. Z jakiegoś nieznanego mi powodu, twórcy portu zdołali na dwa różne sposoby zepsuć półprzezroczystą teksturę ich soczewek. Najpierw w części drugiej – Abercrombie Fizzwidget ma z nieznanych przyczyn okulary przeciwsłoneczne, mimo że w oryginale były zwyczajne. Gorzej jest jednak w Gladiatorze, gdzie każda półprzezroczysta tekstura umożliwia nam widzenie modeli pod nią. Żeby było łatwiej sobie to wyobrazić, podam przykład. Po tym jak Ace Hardlight zakłada swoje duże okulary, zamiast widzieć jego oczy za szkłami, możemy spojrzeć wprost przez jego głowę na ścianę za nim.
Oprócz tego zdarzają się też błędy tak oczywiste, że aż dziw bierze, że nie zostały wychwycone i naprawione. Na przykład hełmy Ratcheta są zawsze o dwa rozmiary za duże, ale tylko w cutscenkach. Resztę niedociągnięć wymienię w podsumowaniu poszczególnych części.
Ratchet and Clank 1
To chyba najlepszy port z całej puli. Oprócz dziwnie spłaszczonych w pionie animacji w sklepikach z bronią, przez dłuższą część gry nie zauważyłem większych różnic względem oryginału. Niestety później zdarzają się momenty, zwłaszcza podczas fragmentów z Giant Clankiem, kiedy musimy wysadzić w powietrze dużą liczbę przeciwników naraz. Wtedy spada liczba klatek na sekundę, a takie spowolnienie jest bardzo odczuwalne w grze z taką ilością akcji.
Oprócz tego i brakującego utworu podczas walki z bossem, ta część jest zrobiona świetnie. Widać, że autorzy przyłożyli się aż za bardzo, bo usunęli błąd, który w oryginale był przez lata używany do szybkiego zdobywania znaczących ilości gotówki. Moim zdaniem niepotrzebnie – jedno z trofeów wymaga zebrania jednego miliona śrubek, a zrobienie tego bez oszukiwania wymagałoby przejścia gry jakieś 5 razy.
Ratchet and Clank 2: Locked and Loaded
Zaczyna się obiecująco – szybko jednak atakuje nas błąd z hełmem. Jestem w stanie jakoś zrozumieć spowolnienia – gry były pisane specjalnie pod PS2 i wykorzystywały sztuczki, które tam jakoś działały, a na PS3 już niekoniecznie. Ale jeśli ani programiści, którzy tworzyli produkt, ani testerzy nie zauważyli, że w cutscenkach hełm prawie spada głównemu bohaterowi gry, to ja nie wiem jak oni to robili. Nawet w miniaturce oficjalnego trailera kolekcji na YouTube widać, że coś jest nie tak.
Jednak to niestety nie wszystko. Druga część przygód Ratcheta i Clanka zawiera dwie pustynie – piaskową i śnieżną. Możemy przemierzać je w poszukiwaniu specjalnych kryształów, które potem wymienia się na gotówkę. Ogólnie rzecz biorąc, są to bardzo duże, lecz raczej mało zróżnicowane obszary, gdzie aż roi się od próbujących uprzykrzyć nam życie potworów. I kiedy tak wyskoczy na nas kilkanaście yeti, a do tego zaczną wybuchać wypluwane przez nasze spluwy bomby, gra niemiłosiernie klatkuje. Nie pomaga fakt, że po każdej śmierci Ratcheta wszyscy zabici wrogowie się respawnują.
Ratchet and Clank 3: Up Your Arsenal
Trzecia część cierpi w zasadzie na te same problemy, co poprzednia, tylko jeszcze nieco się nasilają. Oczywiście błąd z hełmem znowu się pojawia. Jednak tym, co doprowadziło mnie do absolutnej pasji, było znowu zbieranie kryształów. Tym razem wszystko ma miejsce w ściekach na planecie Aquatos, gdzie w labiryncie rur mam ich całe mnóstwo do odnalezienia. Niestety z każdym krokiem przed nami i za nami spawnuje się dużo Ameboidów. Problem z nimi jest taki, że po otrzymaniu obrażeń, zamiast zginąć z godnością, wolą rozpaść się na dwa mniejsze stwory. A poza tym zadają bardzo mało obrażeń, więc chciałoby się je zignorować i biec do kolejnej znajdźki. Niestety, gra nie przewidziała takiego postępowania i po kilku sekundach w ściekach zwalnia do naprawdę żałosnej prędkości (ale naprawdę, żałosnej). Żeby zdobyć trofeum związane z zebraniem wszystkich kryształów przez dobrą godzinę biegałem, w zwolnionym tempie, po tych kanałach. Okropne przeżycie.
Równie nieciekawy był multiplayer online. Kiedy już udało mi się z sukcesem podłączyć do jakiegoś meczu, zostałem uraczony sporą dawką lagów. Wkrótce tryb wyludnił się na tyle, że znalezienie gry było dla mnie niemożliwe.
Ratchet: Gladiator
Przyszła pora na naszego spóźnialskiego. Czy przesunięta premiera dała mu jakąś przewagę nad poprzednikami? Nie, wręcz przeciwnie. Spowolnienia zdarzają się już nie tylko przy wielkiej liczbie przeciwników i wybuchów na ekranie – wystarczy do tego o wiele mniej. Cutscenki to niedopracowany koszmar – modele co kilka sekund dziwnie zmieniają pozycję, kamera często jest niedostosowana do nowej rozdzielczości, przez co pokazuje więcej, niż powinna (na przykład raz wjeżdża w głowę Ratcheta). Oprócz tego coś jeszcze mi w nich nie grało. Dopiero po jakimś czasie przyjrzałem się bliżej i zrozumiałem, że po prostu nie ma w nich cieni. Również tekstury zdają się być minimalnie gorszej jakości niż w poprzedniku, ale to akurat może być jedynie moje błędne odczucie.
Co do trybu multiplayer – jestem całkiem pozytywnie zaskoczony. Da się znaleźć grę, ale mimo że w opisie produktu w PS Store jest napisane, że jednocześnie może mierzyć się do 10 graczy, to maksymalną ich liczbą jest tak naprawdę 6. Rozgrywki są pełne akcji, chociaż zdarzają się lagi, to pojawiają się rzadko i nie przeszkadzały mi tak mocno.
Ja tego tak nie odczułem, ale jednym z atutów tytułu w czasach PS2 była możliwość grania w czteroosobowy multiplayer lokalny dzięki akcesorium multitap. Wersja na PS3 ogranicza tę liczbę do dwóch graczy. Szkoda, ale z drugiej strony przynajmniej nie jesteśmy wystawieni na koszmarne przycinki – cały wątek fabularny da się przejść w dwie osoby i to musiało jakoś działać.
Gorsze jest to, że twórcom portu udało się stworzyć nowego buga powiązanego z pojazdami – da się nimi teraz wjechać na dowolną przeszkodę, przez co łatwo można zawędrować poza obszar mapy. Całe szczęście gracze zachowują kulturę i nie nadużywają błędów. Tak więc jeśli ktokolwiek z Was płakał po zamknięciu serwerów oryginalnego Gladiatora – to może być niezła alternatywa. Zwłaszcza, że teraz do dyspozycji graczy z całego świata oddane zostały te same serwery. Wreszcie można pograć z kolegami ze Stanów.
Wymiar kary
Mimo że w moich opisach poszczególnych tytułów wypisywałem głównie błędy, to przez większość czasu, jaki spędziłem z tymi grami, bawiłem się przednio. To ciągle te same, świetne tytuły, w które grałem na PS2, tylko z mniejszymi lub większymi problemami. Smuci mnie, że kolekcja z takim potencjałem nie została solidnie przetestowana i dostaliśmy coś, co ja sam nazwałbym późną betą, ale przynajmniej mamy je w HD i da się je przejść bez większego stresowania się. Nieco gorzej jest już ze zdobywaniem wszystkich trofeów. Jak zapewne widać z opisów, każda kolejna gra ma coraz bardziej zauważalne błędy – może to brak czasu i ponaglenia wydawcy zaowocowały niedokończonym produktem? Tego pewnie się nie dowiemy. Tak samo jak nie dowiemy się, czy możemy liczyć na patcha. Trochę czasu minęło i na razie się na to nie zapowiada, ale kto wie?
Jeśli graliście w gry z Ratchetem i Clankiem jeszcze na PS2 i tęsknicie za tymi czasami, polecam Wam kupić tę kolekcję, a potem zastanowić się nad Gladiatorem. Jeśli nie graliście – musicie wiedzieć, że te gry to kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy, z błędami czy bez nich. Za same aspekty techniczne kolekcja nie dostałaby nawet oceny pozytywnej, bo kilka innych tytułów dowiodło, że da się zrobić taki remaster o wiele lepiej, ale patrząc na nią jako na całość, zdecydowanie polecam.
*Dla osób zupełnie nieobeznanych z tematem – w grach z tej serii wcielamy się w rolę Ratcheta – Lombaksa, który z młodego mechanika ma okazję stać się bohaterem galaktyki. W jego przygodach towarzyszy mu robot Clank noszony przez naszego bohater jak plecak. Rozgrywka nieco ewoluuje wraz z rozwojem serii, ale główne mechaniki pozostały te same: elementy platformowe są przeplatane z potyczkami z wrogami. To właśnie szeroki arsenał broni jest jednym ze znaków rozpoznawczych serii.