Czy wyobrażaliście sobie kiedyś siebie w roli bohatera gry RPG? W świecie w którym postaciami jest wasza rodzina i znajomi? Nintendo daje wam taką możliwość mieszając swoje przesłodkie Tomodachi Life z fabularyzowaną grą role playing. I choć wszystko wskazywało na to, że takie połączenie nie możę się udać, to do sprzedaży trafiła zaskakująco przyjemna, choć nie jakoś wyjątkowo złożona gra, zapewniająca graczom salwy śmiechu. Oczywiście pod warunkiem, że bawi was taki infantylny, rodzinny typ humoru.
Sekretem Miitopii jest to, że wszystkie postaci w grze to Nintendowskie ludki Mii, które przyporządkowywać możemy do różnych ról. W drużynę, wrogów i NPC-ów możemy wcielać swoich kumpli z listy kontaktów, z aplikacji Miitomo, importować ich z Tomodachi Life, a nawet jeżeli nie znamy osobiście żadnego innego posiadacza konsol Nintendo to stworzyć ich w zintegrowanym edytorze albo po prostu pobrać najpopularniejsze kreacje internautów z sieci.
Ale moim zdaniem Miitopia działa fantastycznie tylko wtedy, gdy odpowiednio dobierzemy role do naszych przyjaciół. Oczywiście w moim świecie źródłem wszelkiego zła musiał być Grem. Całkowicie przypadkowo rolę króla-obżartucha objął nasz miłościwie panujący krytyk Ichabod, a mędrcem światła, który stara się powstrzymać rządy Grema… no po prostu musiał to być Gurgie. I jeśli nie macie pojęcia kim są ci ludzie, to zwyczajnie was to nie ruszy — i podobnie będzie z samą grą. Jeśli nie bawi was wrzucanie swoich znajomych w dziwaczne okoliczności i oglądanie jak dadzą sobie radę, a po prostu chcecie pograć w erpega… To zdecydowanie nie będzie to gra dla was.
Historia jest bowiem niebywale prosta — mroczny pan zagraża wesołej Miitopii kradnąc twarze mieszkańców krainy i przyklejając je na swoją armię potworów. Nasz dzielny bohater — Archon — wyrusza więc na wojnę z obrzydliwym Gremiskiem. Po drodze spotyka również innych śmiałych wojowników, piękną Neko, przystojnego Dorczenzo i tego dzieciaka, Qzaka. Razem będą niepowstrzymani!
Miitopia to dziwna gra kontrastów, która nie potrafi się zdecydować czy chce być luźną, żartobliwą zabawą czy poważną grą RPG. Bo na przykład nie ma tutaj poruszania się po obszarach w klasycznym tego rozumieniu. Przemieszczanie się między questami uproszczone jest do wybierania punktu na mapie świata, a następnie automatycznego spacerka symbolizującego ruch. Oznacza to, że gra jest bardzo liniowa i możemy iść tylko tam gdzie na danym etapie pozwoli nam tytuł.Z czasem pojawia się coraz więcej punktów docelowych i rozwidleń na trasach, które poprowadzą nas w różne miejsca i wprowadzają przy tym namiastkę eksploracji, ale wciąż jest to bieganie po szynach.
Mam za to wrażenie, że gra tak mocno ugruntowana w gagach jak Miitopia nie zadziałałaby w żaden inny sposób. Bo to właśnie podczas tych oksryptowanych podróży pojawiają się kolejne przezabawne interakcje między bohaterami i sposoby na nadawanie charakteru relacjom. W grze z otwartym światem humor rozmyłby się chyba gdzieś w morzu grindu i szukania celów. No niestety efektem ubocznym jest przy tym, że to gra na jeden raz, ale szczerze powiedziawszy, ile razy możnaby śmiać się z tych samych żartów?
W dużym kontraście do tego prostego systemu poruszania się po mapie świata stoi zaskakująco głęboki mechanizm RPG oparty na budowaniu relacji między postaciami.
Dodając do grupy swojego znajomego musimy nie tylko przypisać mu profesję — tu prócz sztampowych wojowników i magów znajdziemy też chociażby kucharzy i gwiazdy pop — ale też charakter pasujący do naszego kumpla, który będzie miał kluczowe znaczenie dla wydarzeń w grze. Na przykład uparty Qzak znalazłwszy miksturę na ziemi po prostu ją wyrzuci. Bujająca w obłokach neko wypije ją i być może się zatruje. Z drugiej strony, te same cechy spowodują, że w walce, roztargniona neko może pomylić cel ataku zwiększając zadane obrażenia niespodziewającemu się celowi. Albo co gorsza zapomnieć, że trwa pojedynek i zacząć bawić się z wrogiem zajmując jego kolejkę.
Każda cecha charakteru ma swoje dobre i złe strony. Wyluzowany Dorczenzo będzie miał kompletnie wyrąbane na członków swojej ekipy — jak gdyby nigdy nic podkradnie towarzyszom przedmioty leczące, ale też pewny siebie rzuca na przemian potężne zaklęcia… bądź ich słabsze wersje zjadające mniej many, żeby się przypadkiem nie przemęczyć.
Wszystkie tego typu akcje wpływają też na bezpośrednie relacje między postaciami — gdy Dorczenzo ukradł Archonowi banana o jeden raz za dużo, ten drugi był na niego wściekły co wpłynęło nie tylko na taktykę w walce, ale i zmusiło Doriana do przeprosin. Jest to o tyle ważne, że budując na różne sposoby więzi z przyjaciółmi odblokowuje się tuziny automatycznie aktywowanych dodatkowych umiejętności. Postaci będą się wspierać w walce, zagrzewać do bitwy, martwić się o siebie poprawiając regenerację HP, dzielić przedmiotami, ostrzegać przed ruchami wroga i tak dalej. Ten na pierwszy rzut oka prosty system starć w stylu klasycznych jrpgów nabiera na złożoności, gdy weźmie się pod uwagę całą sieć zależności między ludzikami.
Liczy się to również w kwestii samych walk, bo w pojedynku kontrolować możemy jedynie swojego bohatera — nasi towarzysze pojedynkują na własną rękę w oparciu o swoje charaktery i relacje, choć możemy mieć drobny wpływ na ich decyzje na przykład umieszczając ich w specjalnej strefie leczniczej.
I tak to się wiedzie w Miitopii, gra toczy się w zasadzie od krótkiego lochu do krótkiego lochu zakończonego zawsze karczmą, gdzie możemy karmić postaci znalezionymi przedmiotami zwiększającymi statystki — tu znów, każda postać będzie lubowała się w innych daniach, a ich humorki wpłyną na to o ile wzrosną ich umiejętności. W karczmach też dokonujemy zakupów — ponieważ nie kierujemy bezpośrednio bohaterami, nie możemy zmusić ich do kupowania przedmiotów. Chmurki nad ich głowami informują nas natomiast o czym w danym momencie marzą i jeśli jest to coś co pomoże nam w podróży – lepsza broń czy zbroja, to możemy dać im kieszonkowe ze wspólnego funduszu, by sobie je kupili. Bronie i szereg innych bonusów czy gotówkę wygrać można też w mini salonie gier. Tu walutą są specjalne bileciki znajdowane w skrzyniach czy zdobywane za questy.
Miitopia, bądźmy szczerzy, nie jest tytułem szczególnie ambitnym. Zatwardziali fani gatunku RPG na pewno nie będą mieli tu czego szukać. Jeśli jednak wasze poczucie humoru jest kompatybilne z jej klimatem i bawiło was Tomodachi Life, to pewnym jest, że mnogość przezabawnych scenek rodzajowych i interakcji opartych o charaktery waszych Mii będzie w stanie usprawiedliwić cenę zakupu. To bardzo casualowa gra dla każdego, skupiająca się bardziej na humorze i zawiłościach międzypersonalnych niż na tworzeniu wrażenia epickiej przygody w kolejnym świecie fantasy.
I myślę, że w tym kryje się jej urok, szczególnie wtedy, gdy to my swoimi wyborami kadry nadamy jej odrobiny duszy. Wtedy to zabawne hasełka stają się pięć razy śmieszniejsze, a widok Pathmage’a wycofującego się rakiem przywodzi na myśl “tak, cały Pathmage”. Jeśli i wy będziecie potrafili dostrzec cechy swoich najbliższych w NPC-ach, nie będziecie mogli się od niej oderwać.