Myślę, że wszyscy są lekko zawiedzeni tym w jaką stronę podąża Konami z marką Silent Hill. Z jednej strony cieszymy się, że japoński wydawca w ogóle przypomniał sobie o tym, że ma taki tytuł w portfolio. Z drugiej, wydaje się, że za bardzo rozdrabniają Ciche Wzgórze na drobne. Silent Hill Ascension był chociaż ciekawym eksperymentem, ale fakt – nie odniósł dużego sukcesu. Teraz czekamy na kilka kolejnych gier z serii, w tym na remake ukochanej przez wszystkich fanów dwójki, a jakby tego było mało, to otrzymaliśmy właśnie darmowy, niewielki horror dostępny na PlayStation, a zatytułowany Silent Hill: The Short Message. Wczorajszej nocy przysiadłem, przeszedłem go w całości i… niestety jestem bardzo zawiedziony.
Wcielamy się w rolę osiemnastoletniej Anity, która przybywa do budynku w niemieckim mieście Kettenstadt po otrzymaniu niepokojących wiadomości od przyjaciółki Mayi. Kompleks apartamentów, po którym przyjdzie nam się poruszać, cieszy się wśród miejscowych złą sławą i uznawany jest za przeklęty, a jednym z objawów rzekomej klątwy są liczne samobójstwa nastolatków. I tak – akcja gry nie ma miejsca w Silent Hill, ale zgódźmy się, że to jest bardziej koncept niż fizyczne miasto, więc nie ma co się czepiać.
Twórcy mieli kilka ciekawych pomysłów w The Short Message. Ze dwie sceny, gdzie faktycznie sobie pomyślałem: „ej, dobre, ciekawe podejście”, ale koniec końców wyszedł z tego generyczny, średni (żeby jednak nie powiedzieć słaby) horrorek. Tak, biorę poprawkę na to, że jest to DARMOWY tytuł na jakieś dwie godziny, a w takich przypadkach jednak nie do końca możemy wymagać nie wiadomo czego. ALE… w ciągu ostatnich miesięcy ograłem masę indie gier grozy, które sporo rzeczy robiły znacznie lepiej niż doświadczeni i prawdopodobnie lepiej opłacani deweloperzy z Japonii.
Na plus na pewno mogę zaliczyć muzykę (jako kompozytor powraca Akira Yamaoka), design potwora, który przewija się przez całą grę (znów, odpowiadał za niego sam Masahiro Ito, który projektował monstra do poprzednich odsłon), a także odważnie dobrane tematy poruszane w tym tytule. Uzależnienie od social mediów, ich wpływ na młode pokolenie użytkowników internetu, wynikające z nich problemy mentalne, a także kwestia wspomnianych już samobójstw wśród nastolatków. Bądź co bądź, horror nadaje się idealnie do zagłębiania się w takie tematyki i wyciągania pewnych wniosków lub przedstawiania jakichś myśli. W końcu trudne wątki nie są serii obce (kłaniamy się w pas Panie Silent Hill 2). ALE…
Całość jest podana bardzo bezpośrednio, mało subtelnie i pewnymi wyświechtanymi motywami, czy wnioskami leje się nas po twarzy. Scenariusz nie ma kompletnie wyczucia i leci po linii najmniejszego oporu. Podkreślam tylko – nie chodzi o to CO zostało tu opowiedziane, ale JAK. Tutaj fabularna część The Short Message leży, a szkoda, bo i tu były świetne momenty (trzeci akt, który pochyla się nad znęcaniem się rodziców nad dziećmi – mocny i mądrze poprowadzony wątek). Ale finalnie dostajemy miałką historię, która sprawia wrażenie skleconej na szybko, bo “wiecie, Silent Hill musi być kontrowersyjny”. Nie pomaga też we wczuciu się w opowieść przeciętna gra aktorska oraz brak umiejętności twórców do wciągnięcia nas w świat przedstawiony.
To PIERWSZOOSOBOWY horror, a w takich liczy się przede wszystkim silna immersja – patrzcie Resident Evil 7, Amnesia: The Bunker, czy Welcome to Kowloon, to są gry grozy, które robią to dobrze. Dosłownie zasysają gracza i sprawiają, że przestajemy myśleć o świecie rzeczywistym. Jesteśmy W GRZE. Niemniej deweloperzy nowego Silent Hilla nie odrobili pracy domowej. W przerywnikach filmowych ni z gruchy, ni z pietruchy przerzucają się czasami na perspektywę trzecioosobową, która wybija z rytmu i paradoksalnie oddala nas od bohaterki na poziomie psychologicznym. Do tego bardzo często odbiera się nam kontrolę w grze, ot protagonistka ma jakieś przemyślenie po przeczytaniu wiadomości w telefonie, musi więc stanąć w miejscu, powiedzieć zdanie, a dopiero potem odzyskujemy kontrolę by iść dalej. Że nie wspomnę o scenie, gdzie czytamy dziennik innej bohaterki i w tle leci głos aktorki odczytującej słowa na ekranie i… nie można tego przewinąć. Ja już dawno przeczytałem całą notatkę i chcę zamknąć okno by wrócić do gry. Ale nie, muszę poczekać aż aktorka skończy czytać, a robi to baaardzo wolno. To jest „big no-no” w podobnych produkcjach.
To wszystko jednak blednie w obliczu spotkań ze wspomnianym już potworem, przed którym przyjdzie nam kilka razy uciekać. Pierwsze zetknięcie z nim nie jest tak źle poprowadzone, ale już kolejne wołają o pomstę do nieba – sekwencje te zamiast wywoływać napięcie i strach są bardzo irytujące. A najgorsza z możliwych jest finałowa gonitwa, gdzie musimy dotrzeć w kilka konkretnych punktów labiryntu, spojrzeć na rozmieszczone tam obrazki i dopiero wejście w interakcję ze wszystkimi odblokuje nam przejście dalej – naszą drogę ucieczki. Nieustannie dyszy nam w kark jednak upiorna kreatura, więc musimy się spieszyć i być ostrożni… Tylko, że ta scena jest bardzo przeciągnięta, denerwująca i po pewnym czasie już niestraszna. W labiryncie zgubiłem się kilkukrotnie, bo kiedy bez przerwy ucieka się przed czymś, to człowiek nie ma czasu pomyśleć i zapamiętać każdy zakręt. Brzmi jak dobry motyw, w końcu konfundowanie graczy w horrorach to czasami naprawdę dobra rzecz. Ale właśnie w takich przypadkach bardzo łatwo przedobrzyć. Przekroczyć granicę, kiedy coś przerażającego i stresującego staje się… po prostu wkurzające. Już nawet pomijając to, że za każdym razem kiedy zginiemy, to zaczynamy całą sekwencję od początku. Byłem bliski odłożenia pada i odinstalowania w tym momencie gry, no ale wiedziałem, że jestem już blisko finału, więc jakoś zacisnąłem zęby.
Żałuję też, że deweloperzy tak nieumiejętnie starają się dać grającym coś do roboty. Nie zrozumcie mnie źle, jestem jednym z niewielu fanów walking simów na świecie i nie mam nic przeciwko wolnemu chodzeniu przez lokacje oraz chłonięciu narracji. Tylko, że tutaj twórcy jakby nie do końca mogli się zdecydować na to, czym The Short Message jest. Tak, jest sporo łażenia, czytania notatek i tak dalej. Ale są do tego te gonitwy z potworem i JEDNA JEDYNA zagadka na całą grę. Nawet całkiem niezła, choć prosta. Tylko, że jej rozwiązanie sprawiło, że zacząłem żałować, iż nie ma ich więcej. Dobra łamigłówka raz na jakiś czas, to coś co lubię w grach grozy i szkoda, że deweloperzy nie poszli w tym kierunku. A tak, jedna zagadka pojawia się dosłownie znikąd, gdzieś w drugiej połowie gry i wsio. To też się człowiek zastanawia, po co tam właściwie była…
A chichotem historii niech będzie to, że miejscami widać silne inspiracje kultowym P.T. od Kojimy i spółki, który przecież był teaserem nigdy nie wydanego Silent Hills… Na pewien pokręcony i niedorzeczny sposób jest to nawet zabawne.
Tak, technicznie to nieźle wykonana gra z dobrą grafiką, czy oprawą audio. Ale wciąż – Silent Hill: The Short Message to irytujący średniak, nad którym pewnie bym się jeszcze mocniej pastwił, gdyby nie fakt, że to jednak produkcja dostępna za darmo. Z drugiej strony, jest się czego czepiać, bo produkt nosi znaczek SILENT HILL, a tu już mamy prawo oczekiwać więcej… podejrzewam, że gdyby to była gra bez znanej marki w tytule to też inaczej bym podszedł do pewnych kwestii. Niemniej polecam już wydać te 30-50 złotych na jakiś znacznie lepszy, niezależny horror, których na Steam jest multum.
Osobiście boję się o przyszłość marki, ale wciąż mocno trzymam kciuki za remake Silent Hill 2 od naszego polskiego Bloober Team. Jak to się mówi – nadzieja umiera ostatnia.