Są takie chwile, kiedy nie mamy czasu lub po prostu jesteśmy zbyt zmęczeni, by angażować się w gry z rozbudowaną fabułą i chcemy po prostu oddać się jakiejś niewymagającej skupienia rozgrywce. Wybór gatunku jest w tym momencie absolutnie dowolny, jednak ja, jako że za młodu zagrywałem się w Pontifeksa, postanowiłem dać szansę Bridge Project – produkcji Caipirinha Games wydanej w Polsce przez IQ Publishing.
Do testów otrzymałem wersję cyfrową, jednak z ciekawości, podczas jednej z wypraw do lokalnego sklepu z grami, postanowiłem rozejrzeć się po półce z symulatorami i sprawdzić czy obiekt mojej recenzji jest w ogóle dostępny. Okazało się, że jak najbardziej tak. Co więcej, bardzo zaskoczył mnie fakt, że jasne barwy okładki znacząco wyróżniają się wśród masy żółto-czarnych pudełek symulatorów stworzonych na jedno kopyto. Słowem, już przed zakupem gra w pewnym stopniu zaskakuje oryginalnością.
Rozgrywka opiera się na znanej od lat zasadzie. Mamy dwa brzegi i musimy połączyć je mostem. Twórcy oddają nam do dyspozycji spory wybór materiałów, od drewna, przez stal i żelazo, na linach nośnych, betonowych słupach, siłownikach hydraulicznych i cięgnach kończąc. Oczywiście będą one dostępne jedynie na mapach, na których będzie to potrzebne. A ich wybór jest spory. Do wyboru dostajemy aż 48 plansz podzielonych na cztery rodzaje: miejskie, wiejskie, kaniony i zróżnicowane. Poziom trudności rośnie w każdym z nich niezależnie. Nie są one w żaden sposób ze sobą połączone i możemy po prostu przejść do innego, jeżeli zatniemy się na jakimś moście. Nie da się jednak ominąć danego poziomu i ruszyć do następnego – może to stanowić problem, jeżeli utkniemy gdzieś na dobre.
A trudniejsze momenty czasem się zdarzają. Każdy z dostępnych na danej planszy materiałów występuje w ograniczonej ilości .Zostaje też wyznaczony budżet, ale prędzej kończyły mi się surowce, niż go przekraczałem. Oznacza to, że nie możemy tak po prostu obudować wszystkiego i liczyć na szczęście. Potrzeba nieco taktyki. W tym momencie muszę pochwalić największy atut gry – nie ma jednego sposobu na zbudowanie mostu. Gra daje nam na początku jedynie przestrzeń miedzy brzegami i kilka żółtych łączników, które służą oparciem dla naszej budowli. Czasem ciężko będzie stworzyć jakąś sensowną konstrukcję korzystając ze wszystkich danych na starcie łączników, a czasem nie będziemy się nimi przejmować, żeby oszczędzić materiały na inny, ważniejszy element mostu. Zdarzało mi się również całkowicie nie wykorzystywać na przykład liny nośnej, ponieważ wystarczyły same cięgna.
Elementem, który dobitnie potwierdza mnogość możliwych rozwiązań jest jedyna funkcjonalność sieciowa w grze. Po ukończeniu każdego z poziomów możemy zobaczyć światowe statystyki dla danego mostu. Nie polecam tej opcji, jeśli jesteście fanami bicia rekordów. Ja bardzo szybko odpuściłem, bo nawet nie byłem sobie w stanie wyobrazić mostów tak oszczędnych, jeśli chodzi o materiały, a jednocześnie wystarczająco wytrzymałych, by przejść końcowy test. Szkoda, że możemy podpatrzeć jedynie wyniki, a nie całe konstrukcje innych graczy.
Takie rekordy są realne do osiągnięcia dzięki możliwości dostosowania gry do swoich upodobań. Niedzielni gracze mogą skorzystać z licznych wspomagaczy, które automatycznie stworzą lustrzane odbicie ustawianej przez nas części, dodadzą poprzeczki, a nawet położą jezdnię tam, gdzie trzeba. Bardziej ambitni konstruktorzy mogą jednak przejść w tryb zaawansowany, w którym sami będą mogli ustawić, co gra ma robić za nich lub kompletnie wyłączyć pomoc. W ten sposób mają kontrolę nad dosłownie każdą częścią ich mostu i zyskują masę nowych możliwości.
Kiedy z zadowoleniem skończymy naszą konstrukcję, będziemy mogli śmiało przepuścić ją przez serię oficjalnych testów, albo urządzić własny. Tak czy inaczej nasz most będą dręczyć samochody, autobusy, pociągi, czołgi, statki przepływające pod budowlą, a także katastrofy, czyli nawałnice i trzęsienia ziemi. Jeżeli wszystkie testy zostaną zdane pomyślnie, plansza zostaje zaliczona. Nieco rozczarowuje fakt, że od mostu może odpaść nawet kilkadziesiąt części, a i tak zostanie dopuszczony do użytku, jeśli tylko przejadą po nim wyznaczone pojazdy. Z drugiej jednak strony mogłoby się zrobić bardzo trudno, gdyby gra nie pozwalała na takie drobne uszkodzenia. Wszystkie testy będą działy się w czasie rzeczywistym na naszych oczach, a do analizy możliwości naszego mostu posłuży nam wyświetlenie naprężeń lub sterowana na różne sposoby kamera – od ręcznej, po całkowicie automatyczną.
I tu zaczynają się kłopoty gry. Kiedy zaczniemy się bawić udostępnionymi opcjami, szybko zorientujemy się, że gra ma sporo błędów. Czasem wystarczy nieco przesadzić z zabawą kamerą, a będziemy mogli zajrzeć w pustkę pod mapą. Innym razem kamera automatyczna zaczyna szaleć i pokazywać nam akcję z bezsensownych ujęć. Jeden z zabawniejszych błędów jest związany z faktem, że po niezaliczonym teście pojazdy się nie zatrzymują – musimy ręcznie powrócić do trybu budowania. To sprawia, że jeżeli któremuś z nich uda się przedostać na drugi brzeg zanim most się zawali, jedzie dalej, a my możemy śledzić, jak opuszcza planszę i spada w przepaść pod mapą.
Sfera audio niestety również nie porywa. Jeśli chodzi o muzykę, zostajemy uraczeni dosyć wąskim wyborem całkiem przyjemnych, ale na dłuższą metę męczących utworów. Niestety, bardzo szybko zaczynają się powtarzać. Efekty dźwiękowe najzwyczajniej w świecie denerwują. Każdy pojazd przejeżdżający przez nasz most podczas testu musi wydać jakiś dźwięk. Najczęściej będzie to klakson. Przy pięciu autach mamy więc pięć nałożonych na siebie słabej jakości dźwięków trąbienia. Poza tym silniki pojazdów mają w sobie zero dynamizmu – zamiast zmian biegów lub chociaż wzrostów obrotów słyszymy jednostajne burczenie. Jakby samochody nie jechały przez most, a stały na parkingu. Wisienką na tym strasznym torcie jest tłum, który oklaskuje zaliczone przez nasz most testy. Nie dość, że nigdzie go nie widać, to jeszcze jest to za każdym razem jednakowe, niezwykle sztuczne i oklepane, nagranie. Biorąc pod uwagę, że aby zaliczyć test musimy przejść około pięciu podtestów, bardzo szybko osłuchamy się z tym koszmarem. Nie mam zarzutów tylko do dźwięków łamanych mostów i katastrof, takich jak nawałnice i trzęsienia ziemi. One są całkiem znośne. Na szczęście wszystko da się wyciszyć, więc ludzie tak wrażliwi na dźwięki jak ja, będą mogli śmiało puścić w tle swoją własną muzykę.
Grafika ma się za to całkiem nieźle. Już w animowanym menu gracze widzą swój pierwszy cel – rzekę i dwa jej brzegi, które będzie trzeba połączyć. Twórcy wykorzystali Unity Engine, który mimo ociężałego działania na starszych i słabszych maszynach, na nowoczesnych komputerach potrafi pokazać pazur. Woda jest fotorealistyczna, a tereny wokół mostu są bez zarzutu. Na uwagę zasługuje zwłaszcza ładna roślinność. Niestety, kiedy już zbudujemy nasz most i postanowimy go przetestować, przyjdzie nam obejrzeć różne przejeżdżające po nim pojazdy. Można by oczekiwać tutaj nieco więcej, ale niestety są one zwykłymi pudełkami oklejonymi nie najlepszej jakości teksturami. A szkoda, bo miło by było zobaczyć prawdziwych pasażerów autobusu, zamiast ciemnoniebieskiej, matowej szyby. Dodatkowym minusem są cienie, zwyczajnie brzydkie i rozpikselowane.
Nieodłączną częścią tego typu gier jest oglądanie walących się konstrukcji. Tutaj twórcy się przyłożyli, ponieważ każda część zachowuje się tak, jak powinna. Metal łamie się i krzywi, a wpadające do wody części wzburzają wodę. Niestety po raz kolejny zawodzą pojazdy, ponieważ w żaden sposób się nie niszczą i nawet leżąc do góry nogami usilnie starają się jechać dalej. Jedynie pociąg daje nieco satysfakcji, bo mogą odpadać od niego wagony.
Do gry dołączony jest edytor map. Możemy wybrać poziom gruntu, wody, oraz szerokość rzeki, a gra wygeneruje dla nas kwardatową, pustą mapę, która stanie się naszym płótnem. Możemy tworzyć wzniesienia, góry, sadzić przeróżne rodzaje drzew, stawiać budynki i inne obiekty oraz malować teksturami. Możliwości są spore i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stworzyć mapę podobną, a nawet lepszą do którejś z domyślnych. Szkoda tylko, że nie ma systemu pozwalającego udostępniać swoje mapy innym użytkownikom z poziomu gry. Zamiast tego musimy sami pobierać paczki z planszami i dopiero je testować.
Poza momentami, kiedy rwałem sobie włosy z głowy rozmyślając jak by tu skonstruować problematyczny most, Bridge Project był dla mnie przyjemną rozrywką w chwilach, kiedy zupełnie nie miałem siły na bardziej zaawansowane formy spędzania wolnego czasu. Owszem, jest to produkcja budżetowa i niestety przez niektóre niedoróbki widać to aż za dobrze. Na szczęście to co jest najistotniejsze, czyli sama rozgrywka, daje masę frajdy i śmiało mogę ja polecić, nawet jeżeli dotychczas nie interesowaliście się tego typu symulatorami. Cena powyżej 40 zł za wersję pudełkową może nie jest niska w porównaniu ze standardowymi symulatorami w żółto-czarnych pudełkach, ale jest to zabawa na długie godziny, a dołączony edytor i dostępne w sieci fanowskie mapy skutecznie przedłużają żywotność gry. Jest spora szansa, że zakochacie się w Bridge Project tak, jak ja zakochałem się kiedyś w Pontifeksie.