Blizzard po raz kolejny pokazał, że wie, o co chodzi w e-sporcie. Karcianka, która miała być tylko pracą na boku, okazała się pozycją zdobywającą kolejnych graczy w ilościach hurtowych. Byłoby dziwne, gdyby Zamieć nie kuła żelaza póki gorące i nie wydała dodatku do gry.
Ma to sens tym bardziej, że podstawowa wersja gry jest free to play, a na dodatku można zawsze zarobić. Na szczęście płatność nie jest obowiązkowa i nową zawartość można w pełni wykupić za walutę zdobytą podczas grania. Inna sprawa, że ceny w realnej gotówce, jak i tej wirtualnej, są dość zaporowe, a za taką kwotę można by spodziewać się naprawdę czegoś dobrego. Na pytanie “czy warto”, każdy odpowiedzieć musi sobie sam, a ja mam tylko nadzieję trochę pomóc wam w tym wyborze.
World of Warcraft
Twórcy nigdy nie kryli, że ich karcianka jest inspirowana popularną grą MMO o wiele bardziej niż starymi grami strategicznymi tej samej marki. Nie inaczej jest teraz, Naxxramas jest oparte o rajd z sieciowego RPG-a o dokładnie tej samej nazwie. Ba, nawet kolejni bossowie są identyczni w obu produkcjach i chociaż nie grałem nigdy w World of Warcraft, to z tego co przeczytałem w sieci przeciwnicy są odwzorowani dość wiernie. Na pewno należy to zaliczyć do miłych akcentów dla fanów uniwersum, natomiast dla innych będzie to raczej neutralna informacja.
Może dość już o inspiracjach i warto zerknąć trochę głębiej. Czym jest Naxxramas? Otóż jest to pięć kolejnych etapów (w grze zwanych skrzydłami), które można odblokowywać po kolei lub wszystkie jednocześnie. W każdej części znajdą się trzy rodzaje wyzwań: zwykła walka z przeciwnikiem, rozgrywka dla danej klasy postaci oraz walki heroiczne. Zajmijmy się nimi po kolei.
Podstawową zabawą są walki z bossami w trybie normalnym. Gracz wybiera swoją talię i przechodzi do pojedynku z komputerem, który ma przypisany z góry deck oraz specjalne zdolności, wyjątkowe dla każdej postaci. Na pewno nie ma co liczyć na uczciwość przeciwnika, bo właśnie jej brak jest jego głównym atutem. Podobnie sprawy się mają z walkami klasowymi, które prowadzimy z góry narzuconymi przez autorów taliami przeciwko jednemu z bossów z trybu normalnego. Ostatnim typem rozgrywki są walki heroiczne. Przewaga komputera staje się ogromna, większość bossów ma o wiele więcej punktów życia, ich specjalna zdolność jest tańsza i mocniejsza, a do tego gracz traci wszelkie bonusy, na które mógł liczyć wcześniej. Niewątpliwie ten poziom może być dla wielu nie do przejścia. Jednak za wysiłek podczas kolejnych potyczek nie mogło zabraknąć nagród. Za zwycięstwa dostajemy nowe karty (w tym legendarne), a przejście całego dodatku na 100% pozwala zdobyć unikalny rewers.
Poza widocznymi skokami poziomu trudności pomiędzy kolejnymi trybami, rośnie on również dla kolejnych skrzydeł. Pierwsze przeszedłem z biegu, nie tracąc nawet jednej rundy, potem zaczęły się schody. Doszło do tego, że w normalnym trybie musiałem dość długo składać moją talię i walczyć po dwie, trzy godziny z bossami, nie ma nawet co wspominać o heroiku, którego nie ukończyłem w pełni do dzisiaj. Oczywiście łatwiej mają gracze posiadający wiele kart legendarnych i epickich, bo te potrafią nieraz uratować całą partię, jednak i to nie gwarantuje wygranej, bo w niektórych rozgrywkach po prostu trzeba liczyć na dobranie postaci i czarów w odpowiedniej kolejności. Nie ma też co myśleć o wykorzystaniu Alexstraszy (karta zmieniająca życie dowolnego bohatera na 15 punktów), autorzy nauczyli się po pierwszym skrzydle, że gracze próbują wygrywać dzięki niej i została ona zablokowana w dalszych etapach na poziomie heroicznym. Tak więc prosto nie jest i osoby, które ukończyły dodatek w stu procentach, na pewno są przynajmniej dobrymi zawodnikami albo było ich stać na kupno wszystkich kart i podpatrzyli na Youtubie co robić.
Szklana pułapka
Tyle suchych faktów i chociaż pewnie nikt się nie spodziewał, że poza tłuczeniem komputerowych przeciwników i nowymi kartami dostaniemy coś jeszcze, to jednak jest kilka małych smaczków wartych wspomnienia. Przez cały czas towarzyszy nam w trakcie walk Kel’Thuzad, wtrącający co jakiś czas swoje uwagi na temat przeciwników czy samej gry. Te bywają nawet zabawne, ale najlepsze autorzy zachowali na koniec, gdy staniemy do walki przeciwko niemu samemu, a ten będzie rzucał śmieszne komentarze do kolejnych wypowiedzi bohaterów wybranych przez gracza. Osobną kwestią wartą wspomnienia jest nowy stół do gry, wreszcie urozmaicający trzy dostępne już wcześniej. Posiada on jeszcze więcej ruchomych elementów i pozwala zabić nudę podczas oczekiwania na ruch przeciwnika. Szkoda, że aktualnie dostępny jest on wyłącznie w dodatku, oby była to tymczasowa wyłączność. Niestety te pozytywy są przyćmione przez wady.
A konkretnie dwie, jedną z nich jest AI. Na początku niewprawnemu graczowi może się wydawać, że zagrywki komputerowego przeciwnika są przemyślane i trudne do przewidzenia, ale z czasem staje się jasne, że to tylko pewna liczba algorytmów. Przede wszystkim widać to, gdy AI popełnia okrutne błędy i nie potrafi przez kilka tur nas wykończyć mimo oczywistego rozwiązania (np. wykorzystanie mocy specjalnej). Czasami też odpowiednio dobraną talią można wykorzystywać niektóre zdolności przeciwników przeciwko nim i oni z tym nic nie zrobią, bo tak mają ustawione. Jedyna ich przewaga wynika z łamania reguł normalnej rozgrywki, co oczywiście powoduje po wygranej satysfakcję u gracza, ale chyba nie o to do końca chodziło. O wiele bardziej przydałoby się po prostu dopracować krzemową inteligencję, co dałoby podobny efekt, ale przy okazji pozwoliło graczom na realny trening przed pojedynkami z żywymi oponentami.
Inna kwestia to wspomniana na samym początku cena. Aktualnie jest to ok. 80 zł za dostęp do wszystkich skrzydeł dodatku. W walucie obowiązującej w grze każdy fragment wart jest 700 złota, co nie jest być może ogromnym wydatkiem dla dobrych graczy, którzy bezproblemowo są na ciągłym plusie, zarabiając na Arenach, jednak może być zaporowe dla casualowców. Patrząc na korzyści płynące z rozszerzenia jest to ogromna suma i raczej niewarta takich pieniędzy. Co smutne, przy okazji widać, że Blizzard nie dzieli świata na różne rejony i zarówno od Amerykanina, Brytyjczyka czy Polaka żąda takiej samej ceny za nową zawartość.
Chociaż nie ma obowiązku kupna Naxxramas, by nadal cieszyć się grą, to jednak nowe karty pojawiają w taliach innych zawodników, a do tego nawet w pewnym stopniu zmieniły balans gry. Jeśli chce się być na bieżąco i wciąż mieć szansę w pojedynkach, to pewnie trzeba będzie z czasem skusić się na ten dodatek. Nawet nie dla samej zabawy, bo ta, chociaż daje chwilę rozrywki, nie jest warta tak wygórowanej ceny, ale dla gwarantowanych kart, niemożliwych do zdobycia w inny sposób. Ostatecznie na pytania czy i kiedy zaopatrzyć się w rozszerzenie każdy musi odpowiedzieć sobie sam, ja jednak pewnie, gdyby nie ta recenzja, wolałbym powoli ciułać “golda”.