Są gry, które giną w mrokach dziejów — zapomniane, bo nie zachwyciły albo nie były na tyle kontrowersyjne lub złe, by zapisać się w świadomości publiki. Po dekadach przypominamy sobie o ich istnieniu i wtedy zapala się lampka: „Faktycznie, był taki tytuł i kurczę, fajnie się w niego za dzieciaka grało!” Taką produkcją jest właśnie Urban Chaos.