Najnowsza produkcja Compile Heart oraz Idea Factory jest dosyć dziwną mieszanką, której udało się wywołać u mnie dosyć pozytywne zaskoczenie. Jak innej, popularnej serii wyżej wspomnianych twórców, HyperDimension Neptunii, szczerze nienawidzę za ilość fanserwisu, jaką tam pakują, to inne ich produkty, jak Mary Skelter: Nightmares (o którym się także rozpisywałem już wcześniej) czy niedawno wydane na PC Death End Re;Quest, zaciekawiły mnie na tyle, że bardzo chętnie poprosiłem wydawcę o kopię recenzencką Dragon Star Varnir na konsolę PlayStation 4.
Moje pierwsze wrażenia z tego produktu były dosyć mieszane. Rozpoczyna się jak typowy JRPG: parę klipów z logami twórców, krótki opening i główne menu, które o dziwo tym razem nie posiada głównej postaci stojącej do nas tyłem i spoglądającej na krajobrazy dostępne do zwiedzania dopiero podczas gry. W samym menu brakuje możliwości dopasowania opcji rozgrywki, co myślałem, że jest już standardem w dzisiejszych tytułach. Być może jest to tylko urok wersji przedpremierowej i jakaś łatka poprawi to na premierę, o ile taka się w ogóle pojawi.
Gdy postanowimy już uruchomić grę, przyjdzie nam poznać historię Zephy’iego w świecie pełnym magii, wiedźm oraz smoków, którego personalna wendeta sprawiła, że został on jednym z rycerzy odpowiedzialnych za tropienie i pojmowanie wiedźm stojących za rozprzestrzenianiem się smoków po całym świecie. Jednak kiedy pewnego razu stanął on do walki sam na sam z mityczną kreaturą, został on śmiertelnie ranny.
Wtedy znajdują go dwie wiedźmy, którym cudem udało się go uratować od zgonu poprzez podanie mu smoczej krwi prosto do jego ust, co przyniosło jeden dosyć niepożądany efekt uboczny: on sam stał się wiedźmą. Jako zdrajca królestwa i wyrzutek, zostaje przygarnięty przez swoje wybawczynie, dzięki czemu dowiadujemy się jak w ogóle funkcjonuje świat gry.
Wiedźmy, istniejące od milionów lat, noszą w sobie smoka, który po nakarmieniu odpowiednią ilością smoczego mięsa zabija swoją nosicielkę wydostając się przy tym na świat. Te, które odmówią przyjmowania mięsa magicznych kreatur panoszących się po tym świecie, stracą swój umysł, przez co ich życie zawsze skończy się w dosyć tragiczny sposób.
Cała fabuła Dragon Star Varnir rozwodzi się dookoła nadziei oraz prób złamania i pozbycia się na dobre tej klątwy z garstki pozostałych przy życiu wiedźm, w tym naszego głównego bohatera. Jest to ten element produkcji, który z zaciekawieniem trzymał mnie do samego końca gry, więc jeżeli tak jak ja, bardzo cenicie sobie dobrze opowiedziane historie w ogrywanych przez was tytułach i nie macie nic przeciwko fabule opowiadanej głównie takim samym sposobem, jak w Visual Novelkach, to z czystym sumieniem mogę wam polecić Varnira.
Elementami, które natomiast mogą was początkowo odstraszyć są systemy walki oraz zdobywania nowych umiejętności dla naszych bohaterów. Zaczynając od tego pierwszego, starcia z przeciwnikami były dla mnie najbardziej zaskakującą częścią całej przygody. Walki odbywają się oczywiście turowo, choć nie jest to typowy JRPG. W związku z tym, że gramy jako wiedźmy, to starcia odbywają się na planszy, po której możemy się poruszać w górę i w dół. Trudno jest mi klarownie opisać ten mechanizm za pomocą samych słów, ale spróbuję wykonać to najlepiej jak tylko potrafię, byście mogli sobie go wyobrazić.
Nasi bohaterowie mogą ustawiać się na trzech wysokościach: najwyższej, środkowej oraz najniższej, w zależności od pozycji wrogów w powietrzu. Choć magią zaatakujemy każdego oponenta z jakiegokolwiek miejsca, to ataki fizyczne musimy wykonywać z tej samej pozycji w powietrzu, na której znajduje się wybrany napastnik. W przeciwieństwie do przeciwników, latających swobodnie we wszystkich kierunkach, naszym jednostkom brakuje możliwości poruszania się poziomo na danej wysokości. To wszystko tworzy naprawdę unikatowy system walki, w którym bardzo chętnie topiłem kolejne godziny swojego życia, do czego z pewnością przyczyniło się również to, że wyzwanie, jakie stanowią starcia z wrogami w tej grze, stopniowo rosło z lokacji na lokację. Jeśli zastanawiacie się dlaczego o tym wspominam, to Mary Skelter i Death End Re;Quest miały problemy z balansem trudności walki, przez co potyczki w tych produkcjach były bardzo łatwo przeze mnie exploitowane. Tutaj jednak nie miałem z tym najmniejszych problemów, ba, Dragon Star Varnir na normalnym poziomie trudności był dla mnie w sam raz, a czasem wręcz bardzo wymagający, co przy produkcjach Compile Heart i Idea Factory jest na pewno na plus i należy to chwalić.
Drugim niecodziennym elementem współpracującym bezpośrednio z systemem walki jest sposób, w jaki nasi bohaterowie w ogóle zdobywają umiejętności. Każdego napotkanego przez nas wroga możemy zjeść, zdobywając w ten sposób od niego kryształ z określonymi umiejętnościami. Dzięki temu zyskujemy pomniejsze bonusy dla statystyk naszych postaci, a nawet całkiem nowe, przydatne umiejętności oraz zaklęcia. Haczykiem w tym wszystkim jest tylko to, że te kryształy nie są dzielone pomiędzy naszych bohaterów: każdy z nich musi samodzielnie zjeść wroga, by uzyskać od niego nowy wachlarz ruchów. Jest to system podobny do tego, który istnieje w Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga, więc jeśli niektórzy z was kojarzą ten tytuł, to po części odnajdą się w Dragon Star Varnir.
Konsekwencją tego wszystkiego jest jednak fakt, że jeżeli do naszej drużyny dołączy nowa wiedźma, to musimy albo powrócić do starszych lokacji, by zyskać dla niej parę kryształów, albo… kompletnie to olać i jej nigdy nie używać, co też sam robiłem. Nie było dla mnie po prostu żadnego powodu, aby ulepszać nowe postacie. Dzięki temu systemowi rozwijałem swoich bohaterów dokładnie tak jak chciałem, samodzielnie wybierając im rodzaje magii w jakiej mają się specjalizować i bonusy, które dodawały im do statystyk. Jedynym sensem istnienia dodatkowych członków drużyny jest fakt, że nasze jednostki działają w parach: jedna osoba atakuje wrogów, a druga go wspiera, zwiększając jego efektywność i okazyjnie broniąc go od przyjmowania obrażeń wskutek wrogich ciosów, czy nawet atakując zaraz po swoim partnerze.
Jednak po multum starć ze smokami każdy musi kiedyś odpocząć, prawda? W tym pomaga nam Witches Den, czyli nasze centrum dowodzenia. To właśnie tutaj możemy zakupić nowe wyposażenie i przedmioty, czy też potwierdzić wykonanie zadań powierzonych nam przez inną wiedźmę albo poprawić nasze relacje z członkiniami naszej drużyny. Jest to także miejsce, w którym możemy wyważyć specjalne eliksiry, po wypiciu których rozpoczynamy walkę ze specjalnymi smokami, zyskując dzięki temu potężniejsze elementy uzbrojenia dla wszystkich postaci. Oprócz tego, w tym miejscu możemy także zarządzać inną, ważną dla gry mechaniką karmienia trzech małych siostrzyczek.
Jest to niestety system, którego nie do końca byłem w stanie zrozumieć i nie wiem, czy nie jest on po prostu zepsuty. Mianowicie małe wiedźmy to istoty, które znają pojęcie głodu, więc naszym zadaniem jest je regularnie karmić. Jeśli zapomnimy o tym, to stracą one swój umysł z powodu niedostatku smoczej krwi, a jeżeli powierzone nam zajęcie będziemy wykonywać aż za dobrze, to smok mieszkający w ich ciele stwierdzi, że urósł już na tyle, by opuścić ciało nosicielki, zabijając ją przy tym. Nie rozumiem tego systemu pod tym względem, iż, w moim rozumieniu, dziewczynkom głód rośnie w zależności od tego ile walk w lochach stoczymy od ostatniego ich karmienia, tylko że poziom satysfakcji – generowany poprzez podawanie im smoczego mięsa, a po jego wypełnieniu podnoszący pasek wykarmienia smoka i zerujący się – nigdy nie spada, więc jesteśmy wręcz zmuszeni zacząć dokarmiać także ich wewnętrznego smoka. Ciągnie to za sobą konsekwencję tego, że jeżeli będziemy się za bardzo ociągać z eksplorowaniem lokacji i popychaniem fabuły do przodu, to po prostu możemy się dosyć niemile zawieść.
Sprawiło to niestety, że nie mogłem się bawić z Dragon Star Varnir tak, jakbym chciał. Nie znalazłem żadnego sposobu na obniżanie paska satysfakcji, a uwierzcie mi, próbowałem. Szczególnie w JRPGach lubię mieć możliwość odkrywania wszystkiego trochę wolniej niż prawdopodobnie powinienem, okazyjnie grindując celem podniesienia poziomów moich postaci. Tutaj natomiast byłem cały czas pod presją ukończenia gry zanim do małych sióstr nadejdzie zguba, prawdopodobnie zmieniając się w jakiś rodzaj złego zakończenia. Do teraz nie rozumiem, czy to tak na serio ma działać, czy to jednak ja coś źle robiłem.
Jeśli jednak swoją duszę już dawno sprzedaliście największym potworom świata, to możecie także specjalnie przekarmiać owe wiedźmy, gdyż po ich zamianie w smoka spotkamy je na terenie wcześniej odwiedzonych przez nas lokacji. Po zjedzeniu ich jesteśmy ponoć w stanie dostać jakieś specjalne umiejętności, które nam pomogą w walce.
Na szczęście jest to jedyny większy element Dragon Star Varnir, który był w moim odczuciu trochę negatywny dla całego odbioru produktu. Pomimo tego jednego potknięcia, całe moje doświadczenie z tą pozycją było bardzo pozytywne i jako fan gier JRPG, zaczynający swoją przygodę z tym gatunkiem od (mojej ulubionej do dzisiaj) serii Shin Megami Tensei, gorąco polecam ten około 40-godzinny tytuł dla ludzi, którzy cenią sobie ciekawą i ambitną rozgrywkę zmieszaną z dosyć interesującym wątkiem fabularnym.