Moja tegoroczna wyprawa na Pixel Heaven była o wiele bardziej spontaniczna niż zeszłoroczna, decyzja została w sumie podjęta w ostatniej chwili. I bardzo się cieszę, że tak się koniec końców stało, bo było zdecydowanie warto.
Trochę zmian, trochę nowości i stare, dobre retro
Moja zabawa się dosłownie odwróciła w porównaniu do poprzedniego roku – liczyłem wtedy bardzo mocno na scenę i tam spędziłem większość czasu. W tym roku nie wpadłem na żaden wykład (nie, żeby nie było żadnego ciekawego, tematyka wykładów w dalszym ciągu była bardzo szeroka, a na miejscu pojawiło się wiele znanych osobowości – tutaj nagrania ze sceny dla zainteresowanych). Indyki za to były jeszcze lepsze niż ostatnio, o wiele bardziej zróżnicowane i odniosłem wrażenie, że było ich więcej. Pograłem w wiele obiecujących tytułów i to przy nich spędziłem większość czasu.
Jeśli chodzi o retro – główny punkt programu – to było równie świetne jak rok temu, jeżeli nie lepsze. Znowu rozstawiono całą masę kineskopów, konsol, starych komputerów, automatów do pinballa. Czy to Pong, czy Nintendo 64, znalazło się tu na to miejsce. Do tego bardzo fajne strefy chilloutu, gdzie można było się położyć, pograć w coś na konsoli, poczytać czasopismo z minionej epoki albo obejrzeć nagrane na kasecie Tokyo Game Show ’99. Ale nie o wszystkim mogę mówić w superlatywach.
Impreza była trochę mniejsza niż ostatnio. Dodatkowe piętro nie było już dostępne dla zwiedzających (rok temu można było tam przeglądać oferty pracy, porozmawiać z przedstawicielami firm czy zmierzyć się w konkursie Sociable Soccer), a w jednej hali sporą część miejsca zajęło zupełnie niezwiązane z tematem Lotto oraz stoisko kampanii informacyjnej o narkotykach. Strefa karier została przekształcona w mały punkt na hali z indykami, gdzie rozstawiło się parę firm. Tym razem zabrakło też GOG-a, który rok temu miał świetne stoisko, gdzie jego przedstawiciele opowiadali o swoim sklepie, były wystawione komputery, na których pozwalano grać w odrestaurowane przez nich klasyki, a nawet mieli swoich ludzi w strefie karier i na scenie. Wielka szkoda, szczególnie, że firma ta idealnie pasuje do profilu targów.
Pogoda nie dopisywała w trakcie imprezy, z czym organizacja trochę nie potrafiła sobie poradzić. W sobotę rano zaczęło mocno padać, przez co na środku hali z indykami pojawiła się spora kałuża. Organizatorzy ułożyli dookoła barierki i tyle – nie mieli jak się tego pozbyć. Na dodatek po jakimś czasie zaczęło mocno grzać słońce, temperatura wzrosła, a w całej hali zrobiło się bardzo duszno. Jeziorko zostało na miejscu aż do końca Pixel Heaven, ale na szczęście w niedzielę już było znośniej.
Być może jest to trend, który będzie się utrzymywał na tych targach, ale już w tym roku znalazło się tam więcej twórców niezależnych niż AAA. Było trochę mniej miejsca, ale za to lepiej zagospodarowanego i wypakowanego po brzegi. Strefę na świeżym powietrzu też zaaranżowano trochę ciekawiej. Zmieniono wejście, ale za to pojawiło się więcej foodtrucków, które były bardziej zróżnicowane. Zmiany więc w większości mi się podobają, oby jednak nie skręciły w kierunku coraz mniejszego festiwalu. Za rok przekonam się o tym na własnej skórze. Mało jest tak wspaniałych wydarzeń w naszym kraju, więc na pewno pojawię się ponownie i polecam wybrać się każdemu zainteresowanemu.
Wrażenia z gier obecnych na miejscu na kolejnej stronie.