Rozgroryczenie. Złość. Zawód. Te słowa dominowały ostatni weekend, gdy fantastyczna impreza jaką jest Pixel Heaven zaliczyła kolejną już wtopę organizatorską. Tym razem nie było już zabawnie. Nie byłem nawet przygotowany sprzętowo do wykonania relacji, ale w takiej sytuacji nie można pozostać cicho. Dziś oddaję głos uczestnikom i wystawcom. Ci nadal wierzą, że światełko w tunelu nadal migocze, a Pixel Heaven może powrócić do dawnej chwały.
Zarzutów względem organizacji wydarzenia było więcej, ale osoby pokrzywdzone albo opierały się o niepotwierdzone plotki, których nie chciałbym powielać, albo nie chcieli wypowiadać się na ich temat publicznie przed kamerą, w obawie o potencjalne nieprzyjemności.
Materiał zrealizowany dzięki wsparciu Patronów arhn.eu. Mam nadzieję, że z uwagi na powagę tematu, nie będą urażeni, że nie chciałem przypinać ich nazwisk do zakończenia tego nietypowego materiału.
Poniżej znajduje się również dopełnienie naszych wrażeń z Pixel Heaven, oczami Rikaru.
Była sobie Rikaru i pojechała na imprezę… Targi? Wystawę? Festiwal? Pojechała na wydarzenie nazwane “Festiwal Gier i Popkultury Pixel Heaven 2024”
Odbywało się ono na terenie starej zajezdni autobusowej – hali B i na terenie zewnętrznym, przy ulicy Włościańskiej 52, w Warszawie. Start miał miejsce w piątek 7 czerwca 2024 roku o godzinie 16:00 – zgodnie z informacjami dostarczonymi przez organizatora wydarzenia!
No dobrze, więc pojechałam do Warszawy!
Mam niewątpliwe w tym przypadku szczęście mieszkać niecałe dwie godziny od stolicy, więc uznałam to za super okazję, by spotkać się z Wami, redakcyjnymi kolegami i zaczerpnąć nieco informacji na temat branży z pierwszej ręki.
Na dni mojej obecności wytypowałam sobotę oraz niedzielę, szczerze uznając, że w piątek mało co ciekawego zastanę, bo przecież wystawcy dopiero dotarli. Jeszcze pewnie jakieś ostatnie dokręcanie śrub w stolikach czy inne doklejanie plakatów na stanowiskach.
W samym mieście udało mi się zaparkować punkt 12:25 w sobotę, a następnie spokojnym spacerkiem, podziwiając okoliczny park, dotarłam do swojego celu 10 minut później.
Wzdłuż płotu obiektu, w którym całe doświadczenie miało stać się faktem, zastałam dość pokaźny tłum ludzi…, ale przecież kolejki się zdarzają, prawda? Jedni zapewne tak jak ja, czekali by zeskanować swój cyfrowy bilet, inni by dopiero go nabyć. Jedna kolejka dla wszystkich z biletem w ręce, chcących by go dopiero zakupić i akredytacji? Żaden problem! Przyjechałam tak samo jak Wy ze swoich wygodnych domków. Przecież jeśli aż tak mi zależało, by zacząć swoją pracę wcześniej, mogłam zwyczajnie… Przyjechać wcześniej, to oczywiste!
Zdziwienie za to wywołały we mnie dwie przesympatyczne dziewczyny, które już posiadały swoje identyfikatory/przepustki dumnie zawieszone na widoku, co dało mi do zrozumienia, że właśnie takie otrzymamy przy wejściu na obiekt.
No właśnie, wejście. Ciut nieśmiało z początku (wszak komunikowanie się z Wami jest dla mnie o wiele łatwiejsze gdy jednak jesteście po drugiej stronie ekranu) zagadałam do wcześniej wspomnianych niewiast, dlaczego czekają, skoro już posiadają swoje symbole władzy!
Opowiedziały mi, że niezależnie od tego kim jesteśmy i na jakim etapie weryfikacji biletu się znaleźliśmy wcześniej, czekamy razem, by zwolniło się miejsce. Dopiero po wyjściu ludzi wpuszczą dokładnie taką samą liczbę ludzi, by nie przekraczać pewnego limitu.
Czyli impreza udana! Masa ludzi, że trzeba wprowadzić aż takie środki bezpieczeństwa? W środku musi być super! Czas mijał, ludzie będący obok mnie w kolejce okazali się fanami serwisu. Jesteście fantastycznymi ludźmi!
Czas mijał, dochodziły do nas różne głosy z kolejki jak i informacje z naszych smartfonów, że nie wpuszcza się więcej niż 999 osób. Z początku nie dawałam wiary. Przecież organizują to od kilkunastu(!) lat, wiedzą, jaki mają ruch, ile biletów sprzedano. Pewnie ktoś podkręcony staniem w długiej, nasłonecznionej kolejce chciał dodać kolorytu opowieści dla potomnych.
Po lekko ponad godzinie, gdy już wszyscy moi towarzysze, kolejkowicze zdawali sobie sprawę, że jestem osobą z redakcji, zaproponowali, by osoby przed nami (na tym etapie przebrnęliśmy połowę kolejki z miejsca, w którym zaczynaliśmy) również o tym poinformować i przysłowiowo się “przepchnąć”. Nie! Nie zagram taką kartą! Przyjechałam do pracy, ale i dla Was. Skoro czekamy, bo takie są zasady, to poczekam z Wami i o tym też przecież mogę opowiedzieć!
Bliżej już jednak dwóch godzin oczekiwania, gdy kolejka nadal ledwo się ruszała, przybył redaktor naczelny! Mój wybawiciel z przepustką Speakera. Sporo ludzi zareagowało entuzjastycznie, że udało nam się coś zdziałać w sprawie choćby mojego wejścia, co było niesamowicie kochane z Waszej strony.
Faktycznie zaczynałam wątpić, czy w ogóle uda mi się dostać na teren obiektu, bo usłyszałam w kolejce i o takiej opcji. Skoro ktoś z imprezy wyszedł i chce ponownie na nią wejść, to zapraszamy na koniec kolejki i ponownie odstać swoje.
Niestety wraz z Archonem pojawiła się pani koordynator informująca, że osoby, które nie posiadają biletu w formie cyfrowej lub identyfikatora do tej pory… Nie zakupią wejściówek już ani przez internet ani na miejscu. Nie chciałam w to uwierzyć, przecież mówiła do ludzi, którzy razem ze mną stali na tej patelni. Poza zdenerwowaniem, wywołanym długim oczekiwaniem, byli też podekscytowani, że spędzą czas na festiwalu, spotkają się tam ze znajomymi, zobaczą panele, na które przyjechali z różnych stron kraju i z zagranicy, kupią sobie jakąś fajną pamiątkę tego wydarzenia.
Tu jednak nie byłam w stanie nic zaradzić. W końcu rola pani koordynator polegała jedynie na poinformowaniu o tym. Nie miała złych zamiarów i pewnie tym bardziej wpływu na taką decyzję. Kolejkę opuściłam wraz z Arkiem i pobiegliśmy do wejścia. Oznaczeni już odpowiednio zostaliśmy przez ochronę wpuszczeni!
Udało nam się dotrzeć na resztę Q&A prowadzonego przez Redaktora Kebaba ze sceny głównej!
On sam prawie nie dotarł na atrakcję z powodu kolejek, jednak w niemal ostatniej chwili udało się go wprowadzić. W końcu miał przemawiać do Was ze sceny, bez niego owo Q&A wcale by się nie odbyło!
Niektórych redaktorów jak i przyjaciół serwisu miałam okazję pierwszy raz w życiu zobaczyć na oczy osobiście i tu ponownie zastałam wspaniałych ludzi, którzy okazali się nieocenieni w chwilach, gdy trudno było mi przetrwać w zgiełku. Wzięłam na siebie ten wyjazd, więc podołam, przecież jestem dorosła. Lecimy w teren.
Duszny teren budynku, z którego sufitu tynk odkleja się płatami…? Tak chyba miało być. Gęste powietrze, bo to przecież środowisko dla nas, piwniczaków, którzy wystali się na słońcu. Postapokaliptyczny klimat budynku miał pewnie dodawać uroku, ciasnota między stoiskami miała nam przypominać o dawnych latach straganów na giełdzie z kartami do Pegasusa.
Świetny pomysł! Dosłownie w chwilę człowiek odmłodniał, byli nawet skwaszeni wystawcy!
Spędziliśmy razem trochę czasu, oczywiście zasłyszałam wiele opowieści dziwnej treści na temat tego, co dzieje się za kotarą organizacji imprezy, ale przecież nikt nie powiedział tego nigdzie jako oficjalne stanowisko. Mogłam jedynie sama ponarzekać na zaskakujący i w wielu miejscach niezrozumiały system, porozmawiać z Wami na miejscu, czy poczytać Wasze relacje na socialach, które wybuchały momentami wręcz od masy skarg i zażaleń.
Jak sami się domyślacie nastroje były dość ponure, trzymałam się nadziei, że może atmosfera nieco się naprawi podczas afterka. Zachęcano nas do wykupienia żetonów na piwko, bo po koncercie, który miał się odbyć w ramach afterparty, kolejka do kasy z płatnością będzie ogromna. Jestem osobą niepijącą, więc zadowoliłam się zwykłą wodą, poszłam cieszyć się wspomnianym koncertem.
Nagłośnienie… Było. Po prostu tak to tutaj zostawmy, oświetlenie ładne, a ja starałam się cieszyć udziałem mimo dopadającego zmęczenia. Przycupnęliśmy sobie z ekipą na podłodze nieco dalej od sceny, by zebrać siły i myśli aż nagle utwór, który wypełniał salę, urwał się. Przejęci, że może stało się coś niebezpiecznego, może ktoś zwyczajnie zasłabł, zerwaliśmy się na równe nogi by usłyszeć, że koncert nie zostanie dokończony. Mimo iż ogłoszony wcześniej czas zakończenia koncertu miał nadejść dopiero za 15-20 minut, to nie pozwolono go kontynuować, proszę się rozejść.
No więc powoli, zniechęceni i mocno wzburzeni zaistniałą sytuacją zaczęliśmy opuszczać budynek. Postoimy jeszcze chwilę przy wspomnianym wyżej piwku na trawce obok, ale nadal na terenie imprezy i lecimy do domu przetrawić co się właśnie wydarzyło.
Nie, chwila! Nie postoimy nigdzie, co najwyżej pod bramą obiektu, z którego mniej lub bardziej kulturalnie nas wyproszono, namiot z zimnymi napojami koło hali też stał – zamknięty. Kilkoro z Was udzieliło swoich wypowiedzi do kamery Archona, sam muzyk, któremu przerwano, musiał wyjść z nami, tak po prostu.
Miło było się poznać Katod, mimo okoliczności!
Ostatni dzień był dopiero innowacyjny! Bez problemu weszliśmy na teren zajezdni dumni nieco z siebie, lecz równocześnie trochę zasmuceni, iż dzisiejszy brak kolejki wynika zapewne z wielkiego rozczarowania oszukanych przez imprezę ludzi. Podeszliśmy do hali, a tam zastaliśmy naszą zaginioną kolejkę! Ochrona tym razem wprost poinformowała nas, że w środku może przebywać maks. 500 osób, wliczając w to około 100 osób będących wystawcami. Więc jednak udało im się nas czymś jeszcze zaskoczyć.
Odstaliśmy swoje, weszliśmy, pokręciliśmy się, zgarnęliśmy piątki z osobami, którym wcześniej nie udało się do nas dostać i w sumie nie było nam tam więcej czego szukać. Po prostu wyszliśmy w bardzo mieszanych nastrojach.
Z całego serca pragnę podziękować Wam – uczestnikom, wystawcom, pomocnikom wydarzenia i każdemu, kto dźwigał to, by impreza jednak się odbyła! To Wy napędzaliście nas, żeby wytrwać.
To oczywiście moje mieszane odczucia napisane spokojnym już porankiem po wszystkim, z podejściem na chłodno. Jeśli jednak zależy Wam, by poznać relacje, jakie nagraliśmy na miejscu, na ciepło, gdy emocje sięgały zenitu – zapraszam do materiału, gdzie głos oddaliśmy właśnie Wam. W końcu sami widzieliście i wiecie najlepiej jak było.
Raz jeszcze dziękuję, jesteście cudowni. Do zobaczenia na Pyrkonie!
Pisałam dla Was ja, to jest Rikaru! <3