Autorem niniejszej recenzji jest Insajd
Kiedy wielkimi krokami zbliżała się premiera Hotline Miami 2, wśród fanów pierwszej części rosły coraz większe nadzieje i oczekiwania. Wszyscy chcieli jeszcze raz wziąć udział w szaleństwie zamaskowanych zabójstw, zatopić się w psychodeliczny klimat i posłuchać charakterystycznej muzyki. Wtedy nawet przez myśl by mi nie przeszło, że Wrong Number może być złą grą. Zwyczajnie nie mogło nią być. Dlatego też przeraziłem się wręcz, gdy w dzień premiery, jeszcze przed zagraniem rzuciłem okiem na centrum społeczności Steam. I ujrzałem raczej niepochlebne opinie. A raczej ich strzępki, bo nie chcąc się nimi sugerować, postanowiłem wreszcie po prostu zagrać.
Jeśli komuś wydawało się, że druga część Hotline Miami będzie inną grą niż pierwowzór, to… miał rację. Bo chociaż na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak samo, to zagłębienie się w wir wydarzeń, halucynacji i snów ujawnia przed graczem znaczne różnice w mechanice tytułu, jak i jeszcze bardziej komplikuje sposób opowiadania historii, maltretując wręcz mnogością postaci, wątków i wydarzeń.
Maska koguta
Fabularnie tytuł jest swoistym uzupełnieniem opowieści z części pierwszej. Pierwowzór pozostawił za sobą sporo niedokończonych wątków, wiele pytań dotyczących zarówno początku całego zamieszania, pewnych niuansów przebiegu, a wreszcie tego, co dzieje się dalej. Hotline Miami 2 skacze więc pomiędzy datami, bohaterami i wydarzeniami, dając wreszcie spójny obraz całości. Wiele rzeczy zostało tu jednak przekazane w sposób często symboliczny, sugerujący rozwiązanie niektórych kwestii. Kiedy ukończyłem grę, w głowie miałem w zasadzie więcej pytań niż odpowiedzi. Dopiero spokojne dopasowanie do sobie kolejnych elementów układanki pozwoliło mi zrozumieć pewne wydarzenia.
Pewien zarzut, jaki stawiam Hotline Miami 2, dotyczy mnogości grywalnych bohaterów. Tytuł co rusz daje nam kontrolę nad inną postacią, o kompletnie odmiennych celach i motywacjach, każąc domyślać się, czy dane wydarzenia mają jakiś sens dla opowieści albo czy w ogóle dzieją się w rzeczywistości. Tak jak wspomniałem, ta przeplatanka składa się w końcu w spójną całość, ale zbyt duże rozpraszanie gracza doprowadza do sytuacji, w której pewne istotne elementy można łatwo przeoczyć. Niektórzy bohaterowie nie mają nawet wpływu na jakikolwiek element opowieści. Poznajemy ich, a potem znikają, by nie pojawić się już wcale. Łączy ich co prawda jedna cecha, a jest nią szaleństwo w swoich działaniach i motywacjach. I o ile nie nazwałbym nikogo postacią kiepską, tak niektóre są po prostu zbędne w kontekście całości, niestety.
Sporo narzekań na Hotline Miami 2 może dotyczyć też tego, że zarówno autorzy jak i gracze zapędzili się nieco w kozi róg. Wszyscy pokochaliśmy psychodeliczne przygody zamaskowanego zabójcy, który pod wpływem dziwnych wiadomości telefonicznych dopuszczał się okrutnych zabójstw. Problem polega na tym, iż po tej przygodzie chcieliśmy odpowiedzi, bo zwyczajnie powstało sporo pytań. Tyle że nie da się odkryć tajemnicy i nie stracić tajemnicy, tak jak nie da się zjeść ciasteczka i mieć ciasteczko. By rozwikłać historię zabójców w Miami, gracze musieli ściągnąć maski. Autorzy wrzucili grających w postacie, które masek nie noszą, bo to właśnie za ich pomocą możemy poznać tajemnice całości. Kto zresztą grał w część pierwszą, ten wie, że postać nosząca maskę do końca tak naprawdę nie odkryła niczego.
0-800-ŚMIERĆ
Dużo inaczej wygląda też sama rozgrywka, a to ze względu na dość niewielkie, ale istotne zmiany w projektowaniu kolejnych poziomów. Przede wszystkim, zmieniły się rozmiary plansz i rodzaje dostępnych narzędzi. Broń biała występuje teraz tylko w kilku wariantach, pozbyto się również tej służącej tylko do rzucania, za to znacznie częściej pojawia się broń palna. Zmiany dotyczą też masek, bo te w większym stopniu modyfikują rozgrywkę. Pozwalają na przykład zacząć mapę z dwoma karabinami i sporym zapasem amunicji albo duetem piła mechaniczna i pistolet. I muszę przyznać, że większe urozmaicenie stylów przypadło mi do gustu, bo umożliwiło granie w sposób niemożliwy w części pierwszej, np. strzelając bez większego martwienia się o amunicję albo tnąc wrogów w pół wspomnianą piłą, asekurując się przy tym bronią palną. Problem polega na tym, iż wybór mamy stosunkowo rzadko. W większości przypadków będziemy zabijać tak, jak przewidzieli to autorzy, nie mając żadnego wpływu na umiejętności postaci.
Kłopot mogą też stanowić znacznie większe mapy części drugiej. Niektóre poziomy były na tyle rozległe i otwarte, że nawet rozglądanie się, nie pozwalało dostrzec wszystkich wrogów, a to kończyło się zestrzeleniem przez niezauważonego snajpera. To z kolei mocno ograniczało dynamikę zabawy, zmuszając mnie niekiedy do grania niczym znienawidzony przez graczy „kamper”, zamiast dokonywać dzikich akrobacji w stylu jedynki. Na szczęście sytuacje te nie były aż tak częste, by w większym stopniu zepsuć mi przyjemność z zabawy.
Miami Disco
Wrong Number nadrabia natomiast ze względu na swój intensywny, psychodeliczny i kwasowy klimat, otrzymany w spadku od poprzednika. Oprawa graficzna to kontynuacja tego, co gracze pokochali w części pierwszej, czyli umiejętne wykorzystanego jaskrawego, falującego pikselartu z efektownymi rozbryzgami krwi i okrutnymi animacjami śmierci. Pikselowe flaki znowu zalewają ekran, a postacie wykonują przesadzone, obrzydliwe wręcz egzekucje. Czuć zatem pewien ciężar tej zabawy w mordercę, a jednocześnie na pytanie „czy lubisz ranić innych ludzi” bez wahania odpowiadałem „tak” i podejmowałem kolejną misję.
Pierwsze Hotline Miami słynne było też ze swej niesamowitej ścieżki dźwiękowej, dzięki której bardziej zainteresowałem się muzyką elektroniczną. W dwójce powraca część znanych wykonawców, takich jak Perturbator, M.O.O.N albo El Huervo, a ci uzupełniani są przez równie dobre utwory, choćby Carpenter Bruta czy Megadrive. Soundtrack dwójki towarzyszy mi zresztą już od dobrych kilku miesięcy, kiedy to dorwałem się do przewidywanej listy muzyki części drugiej. Oprawa graficzna i dźwiękowa uzupełnia się więc świetnie z pokręconą opowieścią i pozwalała mi nieco przymknąć oko na zmiany w mechanice.
Hotline Miami 2: Wrong Number to pozycja obowiązkowa dla fanów części pierwszej. Utrzymująca klimat poprzednika, choć nieco różniąca się w odbiorze kontynuacja uzupełnia pogmatwaną fabułę i daje wreszcie obraz całości. Warto jednak znać historię jedynki oraz przeczytać wypuszczone przed premierą komiksy, inaczej strzępki opowieści będą dla was jeszcze bardziej niezrozumiałe i konfundujące. Dlatego mimo kontrowersyjnych zmian z rozgrywce, kupno części drugiej powinno być krokiem naturalnym dla każdego, kto wcześniej pokochał szaleństwo zabójstw w Miami. Pozostałych odsyłam do świetnej poprzedniczki, bo bez jej znajomości nie ma sensu zabierać się za Wrong Number.