Blocky Farm to polski symulator farmy w voxelowym stylu. Od dawna do pobrania w iTunes ze średnią ocen 4.7/5, od niedawna na Androidzie. Czy jest w ogóle o czym pisać recenzję? Jak najbardziej.
Gra jest typową komórkową darmówką, czyli mamy oczywiście do czynienia z F2P. W takich produkcjach ważne jest, żeby gracz został na starcie porządnie przyciągnięty, pokazane zostały mu możliwości rozwoju i powoli wdrażano sposoby, dzięki którym może usprawnić rozgrywkę za drobną kwotę. W tym rzecz, żeby działało to płynnie, żeby gracz niepłacący też mógł się dobrze bawić i żeby nie czuł się ograniczany. I tutaj wyszło to wyśmienicie.
Na start dostajemy parę pól uprawnych, na których uprawiamy rośliny (zboże, kukurydza, marchewki itp.), stawiamy zagrody dla zwierząt i budynki, w których przetwarzamy nasze plony w inne produkty. Te z kolei można sprzedawać mieszkańcom miasta w zleconym nam przez nich zadaniach, za wykonanie których dostajemy przedmioty do wprowadzania dalszych ulepszeń na farmie. Produkty można sprzedawać również za pomocą tablicy ogłoszeniowej, by potem je wysłać dostawczakiem do odbiorców. Oprócz tego nie mogło zabraknąć zadań dziennych i osiągnięć.
Z czasem posiadamy coraz więcej pól, budynków, ulepszeń, sadzonek, sadów, i jeszcze długo mógłbym tak wymienić. Wisienką na tym ogromnym torcie jest odblokowanie „szalonych”, nowych atrakcji jak kopalnia czy pociąg. Ten ciągły progres potrafi wciągnąć i pobudza ciekawość, co jeszcze w grze umieścili jej twórcy. Oczywiście nie ma róży bez kolców, z czasem produkty tworzą się coraz dłużej, wznoszenie budynków zajmuje o wiele więcej czasu, a wtedy zakup kryształów i przyspieszenie tych procesów kusi. Jednak naprawdę nie jest to konieczne, o ile nie chcemy się ścigać w rankingach.
Oprócz farmy można się udać również do miasta. Odwiedzić tam można sklep, do zakupu przedmiotów dla swoich milusińskich, ale również kino i koło fortuny, gdzie oglądając reklamy można pomóc sobie w rozgrywce. Czasem jednen obejrzany filmik pomoże bardziej niż parę wydanych złotówek.
A to jeszcze nie wszystko, bo nie samym sianiem i sprzedawaniem człowiek żyje. Można pobawić się ze swoim pupilem (na początek pies lub kot), porzucać mu piłkę, nakarmić. Z czasem odblokowuje się więcej przedmiotów do zabaw, ale również ubranka dla wszystkich zwierząt na farmie. Upiększać i projektować można też całe ranczo: od ikonki, przez nazwę, do układu budynków. To wszystko dla własnej radochy oraz do podziwiania przez odwiedzających farmę, czy to obcych, czy znajomych z Facebooka. Wydaje się to drobnostką, ale to naprawdę miłe wykończenie (chociaż odwiedzanie farm innych użytkowników potrafi mieć swoje humory i nie działać).
Jak już wspominałem, grafika jest iście „minecraftowa”, spójna i przyjemna dla oka (na moim nie-tak-znowu-najnowszym Huaweiu P8 Lite działa bardzo dobrze). Podoba mi się zwłaszcza przywiązanie do szczegółów – zwierzęta reagują na hałasy czy stawianie budynków, nasz pupil może zostać przejechany, a wtedy spłaszcza się w kreskówkowy sposób jak naleśnik. Modele roślin, produktów, jedzenia, maszyn, budynków, zwierząt to naprawdę coś, co przykuwa uwagę. Przy tym wszystko jest również czytelne, od wyglądu farmy po menu. Jedynym mankamentem jest kamera, która dziwnie skacze i często nie da się jej wycentrować na tym, co akurat chcemy zobaczyć .
Przez całą rozgrywkę czuć progresję. Mimo że jest tutaj typowy dla tego typu brak ostatecznego celu, jak w wielu mobilnych produkcjach, tak osiąganie kolejnych poziomów doświadczenia wciąga i jest satysfakcjonujące. Jest to też naprawdę przyjemna gra. Koneserzy mobilnych symulatorów farmy mogę odkryć tutaj nową jakość – warto spróbować, może nawet przerzucić się na ten tytuł. Cała reszta? „Poważni” gracze pewnie nie mają tutaj raczej czego szukać, ale niezobowiązujący tytuł na kilkanaście minut klikania w komunikacji miejskiej zawsze się przyda.
PS: Jet Toast, czyli ekipa odpowiedzialna za ten pocieszny symulator farmy, pojawi się 30 maja na kolejnym Game Dev Feście. Na pewno warto wpaść, posłuchać wykładu i porozmawiać po wszystkim z autorami.