Przeglądając internetowy sklep Nintendo na 3DSie możemy natknąć się na wiele słabych i niskobudżetowych gierek, które najczęściej są podróbką jakiejś dobrze znanej marki. Takie właśnie wrażenie wywarła na mnie gra Ice Station Z, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ją w zakładce z przecenionymi tytułami niezależnymi. Kolejny, wtórny klon znanego na komputerach DayZ. Ale jak jest w praktyce? Za chwilę się przekonamy.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku. Gra wita nas prostym, ale nie prostackim menu z logiem tytułu oraz dwoma trybami zabawy do wyboru: jedno i wieloosobowym. Znalezienie rozgrywki przez internet nie jest problematyczne i bardzo szybko zostajemy dołączeni do serwera pełnego graczy.
Gdy to nastąpi, bardzo szybko pojawiamy się w losowym miejscu na mapie. Uzbrojeni jedynie w latarkę, plecak i telefon komórkowy musimy znaleźć zapasy, które pomogą nam jak najdłużej przetrwać.
Ale zatrzymajmy się na chwilę w tym momencie recenzji, bo właśnie tutaj nastąpiło dla mnie pierwsze zdziwienie. Otóż okazuje się, że gra ma dosyć dobrą i dopracowaną grafikę jak na 6-letnią kieszonsolkę. Działa ona także zaskakująco płynnie i przez kilka godzin rozgrywki nie uświadczyłem żadnych spowolnień zarówno w trybie 3D, jak i bez niego, gdzie na przykład takie Pokémony Sun/Moon miały bardzo duże spadki wydajności w pewnych momentach gry, a tryb 3D w ogóle w nich nie działał.
Interfejs jest także bardzo dobrze przemyślany: na dolnym ekranie widzimy nasz telefon komórkowy, który pozwala nam na wykonywanie wielu czynności takich jak sprawdzenie mapy, chowanie znalezionych rzeczy do plecaka, czy też wysyłanie wiadomości do innych graczy lub sprawdzanie zdrowia naszej postaci. Jest to bardzo wygodne i nie zawala górnego ekranu, co zwiększa naszą immersję w świat przedstawiony. Telefon dodatkowo potrafi się rozładować i trzeba często podładowywać jego baterię w wyznaczonych miejscach z akumulatorami.
Wspominając o tym, warto dopowiedzieć coś o przedmiotach dostępnych w grze. Przechadzając się po mroźnych pustkowiach pełnych zaśnieżonych gór i drzew, odnajdziemy w końcu domki i inne zabudowania, w których natrafimy na wiele przydatnych przedmiotów, takich jak bronie (pistolety, karabiny, kusze, noże), ubrania zwiększające nam pancerz oraz jedzenie i picie. O ile odnalezienie tych dwóch ostatnich jest dosyć łatwe, to zarówno bronie, jak i amunicja do nich są bardzo rzadkie. Budynków, do których możemy wejść, jest także dosyć mało i częściej będziemy błądzić po bezkresnych zaspach śnieżnych niż zwiedzać jakiekolwiek zabudowania. Nie można natomiast narzekać na brak różnorodności, ponieważ oprócz domków mieszkalnych odwiedzimy także bazy naukowe, zadokowany statek, łódź podwodną, latarnię czy nawet platformę naftową stojącą na morzu.
Mapa, którą przyjdzie nam zwiedzić, jest duża, dlatego też twórcy zaplanowali dla nas wiele sposobów poruszania się po niej. Dzięki helikopterom, łodziom, skuterom śnieżnym, samochodom czy też snowboardowi do zjeżdżania z ośnieżonych górek będzie nam o wiele przyjemniej zdobywać kolejne zapasy potrzebne do przetrwania w tych trudnych warunkach.
Jeżeli chodzi o używanie tych dobrodziejstw, to nie mam się do czego przyczepić w systemie kierowania pojazdami czy też strzelania do przeciwników. Są one bardzo intuicyjne, a gra pomimo dużego nacisku na przetrwanie nie jest symulacją taką jak DayZ czy ArmA, więc nie znajdziemy tutaj realistycznego opadania wystrzelonych pocisków. Twórcy zdecydowali się, by zrobić ją bardziej arcade’ową, przez co o wiele łatwiej będzie nam zacząć zabawę i nie będziemy potrzebowali wiele czasu do wyuczenia się mechanik tutaj panujących.
Chciałbym jeszcze wspomnieć chwilę o trybie wieloosobowym, który działa dosyć sprawnie, tzn. nie ma żadnych ścinek ani opóźnień, które utrudniałyby komunikację lub wymianę ognia z innymi graczami. Dodatkowo warto powiedzieć, że gra wykorzystuje wbudowany w 3DSa mikrofon, by umożliwić łatwe porozumiewanie się głosowo z innymi ludźmi.
No ale po tych miłych słowach trzeba przejść do wad, których niestety Ice Station Z trochę ma. Największym minusem jest niestety wszechobecna pustka. Krajobraz jest mało zróżnicowany, a zabudowań do znalezienia nie jest dużo, więc będziemy często błądzić, szukając jakiegokolwiek budynku na horyzoncie. Nawet jeżeli już znajdziemy jakieś miejsce z zapasami to prawdopodobieństwo „zespawnowania” się tam broni do walki z zombie i innymi graczami jest bardzo małe. I nie sprawiałoby to problemu, gdyby nie to, że tych pierwszych jest bardzo dużo, a gdy już nas zauważą to niestety jesteśmy skazani na śmierć, jeśli nie posiadamy żadnego narzędzia do walki z nimi; zombie są bardzo szybkie i niezmiernie trudno przed nimi uciec.
Kolejnym dużym minusem jest to, że gra bardzo szybko się nudzi, bo po zwiedzeniu całej mapy i znalezieniu jakichś broni palnych oraz pojazdów, nie mamy zbyt wiele do roboty. Jedyne co nam zostaje to opróżnianie kolejnych baraków w poszukiwaniu pożywienia i amunicji oraz znajdowanie i zabijanie innych graczy. Granie z innymi ludźmi i zwiedzanie tego świata razem z nimi jest zwyczajnie o wiele ciekawsze niż zabawa samemu.
Podsumowując: czy warto kupić tę grę?
Jeżeli lubisz survivale i nie masz problemu z długimi wędrówkami po wiecznie białej mapie, takie doświadczenie raczej powinno ci się podobać. Natomiast jeżeli nie znosisz tego typu gier, ten tytuł nie odkrywa gatunku od nowa, a raczej jest jego inteligentnym przeniesieniem na konsole mobilne. Czy to minus? Oczywiście, że nie. Zwłaszcza że gra jest często uaktualniana przez jej twórców, a i jakościowo oferuje o wiele lepsze doznania niż większość tego typu podróbek. Dlatego powinieneś sam sobie zadać pytanie, drogi czytelniku. Czy warto zapłacić 10zł za dobrze wykonany, ale także trochę wtórny survival? Dla mnie jak najbardziej warto.