Przeglądasz: Windows PC

Kategoria nadrzędna

Sequel jednej z naszych ulubionych platformówek tej generacji „dostarcza” na całej linii. Świetna grafika, imponujący i pomysłowy gameplay oraz cała szafa dodatkowej treści do odblokowania. O tych i innych zaletach (i wadach) Rayman Legends elaborujemy w naszej recenzji wideo.

Póki co berło najpopularniejszej gry MOBA dzierży Leauge of Legends, na horyzoncie jednak ukazał się kolejny przedstawiciel owego gatunku, będący próbą przeniesienia spuścizny fanowskiej mapy DotA na osobnego klienta. Jest to oczywiście Dota 2, która po ukończeniu długaśnej bety wreszcie może poszczycić się mianem pełnej, niezależnej od innych gry. Jak więc w oczach wieloletniego fana warcraftowej mapki wypada, po ponad rocznym udziale w testach beta, tytuł Dota 2? Otóż z czystym sumieniem rzec mogę, iż jest lepiej, ładniej, więcej – zwyczajnie przyjemniej. Ale po kolei.

Guild Wars 2 jest z pewnością tytułem, o którym każdy słyszał. Produkcja ta, mimo iż do starych nie należy, bo dokładnie dzisiaj ma swoje pierwsze urodziny, wbrew wszelkim prognozom, że gry MMO zaczynają się graczom nudzić, zbiera kolejne rzesze fanów. Na czym polega fenomen tej gry i czy aby prawdziwie uważana jest za jeden z najlepszych tytułów massively multiplayer online? Cóż, jako że lubię okrągłe daty, a rocznice są idealnym czasem do podsumowań, postanowiłam wziąć go pod lupę.

Gdy w 2009 roku debiutowała wersja alfa Minecrafta, nikt się nie spodziewał, że wirtualne klocki będą tak popularne. Z czasem zaczęły powstawać przeróżne modyfikacje, sprawdzające jak bardzo można zmienić i ulepszyć istniejącą już grę. Ale co się stanie, gdy sześcienny świat połączymy z pełnoprawną, pierwszoosobową strzelaniną? Powstanie Guncraft.

Gracze, którzy grali w DuckTales w momencie premiery, są dziś 24 lata starsi. Już sam ten fakt wzbudza we mnie falę uczuć od zaskoczenia, przez niedowierzanie, aż po zadumę. Firma WayForward przy współpracy z Capcomem i Disneyem podjęła się trudnego zadania przeniesienia tego NES-owego klasyka w XXI wiek. Brzmi jak przepis na porażkę? Dzioby w górę! Wyszło śpiewająco!

Gears of War: Judgement, serie Dead Island, Call of Juarez i Wiedźmin – wszystkie te gry łączą dwa aspekty. Po pierwsze zagrywają się w nie i zachwalają je, z drobnymi wyjątkami, odbiorcy z całego świata. Po drugie zostały stworzone przez polskie studia. Ale Polska nie zawsze liczyła się na światowym rynku gier wideo. Jeszcze na początku XXI wieku mogliśmy pochwalić się co najwyżej Kangurkiem Kao.

Od czasu wydania przez Ubisoft Raymana 3: Hoodlum Havoc nie została wyprodukowana żadna zapadająca w pamięć gra z bohaterem tej serii, tytułowym Raymanem. Do rąk graczy trafił tylko przyzwoity, aczkolwiek zapomniany Rayman Hoodlum Revenge na Gameboy Advance oraz seria the Raving Rabbids, która była przeciętnym zestawem minigierek mającym z Raymanem wspólnego tylko głównego bohatera. I tak, w listopadzie 2011 roku, po przeszło 8 latach od premiery R3: HH, światło dzienne ujrzała produkcja powracająca do korzeni serii. Momentalnie zyskała ona pozytywny rozgłos i uznanie, zarówno wśród fanów klasycznych platformówek 2D jak i pośród miłośników sympatycznej, pozbawionej stawów postaci. Nie ma w tym nic dziwnego – Raymana Origins po prostu nie można nie polubić.

Gra, na którą czekali wszyscy fani filmowego Matriksa. Nie okazała się niestety growym Wybrańcem, ale prawdę powiedziawszy, nie była też na tyle słaba, by stać się glitchem systemu. O tym co zagrało, a co nie, dowiecie się z naszego materiału.

Ostatnimi czasy zauważyć można coraz większy wysyp gier indie, tworzonych przez niezależne, często jednoosobowe studia, które na fali popularności tych tytułów znacznie śmielej próbują ugryźć kawałek tortu komputerowej rozrywki. Opinie graczy na temat takich produkcji są jak zwykle różne, jednak trudno zaprzeczyć, że indyki to już nie tylko wysublimowana zabawa dla komputerowych hipsterów, a szybko rozrastający się, nowy gatunek gier. Kwestią sporu jest też kategoryzowanie tytułów, ciężko bowiem do końca rozgraniczyć, kiedy gry są niezależne, a kiedy takie być przestają. Jest to jednak temat na osobną dyskusję – zamiast zajmować się rozważaniem tych jakże spornych kwestii, tym razem ograniczę się do omówienia jednego z przedstawicieli owego gatunku, dość rozpoznawalnego tytułu w indie-światku, czyli gry Bit.Trip Runner.