Gdybym miał je porównać do jakiejś inne produkcji, to pewnie najbliżej byłoby jej do… Journey i The Walking Dead. To jest tytuł zupełnie inny od tych, które widzimy na co dzień. Nie myślę tu wyłącznie o tle fabularnym, bo I wojna światowa jednak nie jest często wykorzystywana w grach, ale jest to dzieło poruszające wiele ważnych tematów, a przedstawia je w formie bardzo łatwej do przyswojenia.
Baaaaczność!
Może jednak zacznijmy od samego początku. Produkcja ta miała być uhonorowaniem żołnierzy walczących na froncie Wielkiej Wojny i to zadanie udało się wypełnić w stu procentach. Każdy poziom jest wzbogacony o informacje opisujące tamten okres, dodatkowo znajdźki nie służą wyłącznie kolekcjonowaniu, ale do każdej z nich jest przypisana pewna historia. Czasami są to tylko suche fakty, zwykle pomijane przez wielu na lekcjach historii, ale dość często zapoznamy się z notkami opisującymi okrucieństwo wojny, bywa że wzbogaconymi o zdjęcia. Nie, nie musicie się bać, nie będzie setek ofiar niczym na spamowych fotkach z prośbą o datki, jednak nawet żołnierze żyjący w okopach wyglądają tak, że ta gra powinna trafiać dopiero do dojrzałych odbiorców. Może nie dorosłych, ale przynajmniej do takich w wieku gimnazjalnym. Przy okazji dostaną oni dużo wiedzy sprzedanej w dość przystępny sposób, co czyni pozycję tę prawdopodobnie najlepszą grą edukacyjną na rynku.
Zrobiło się poważnie, więc chyba pora by zejść na trochę niższe tony i opisać rozgrywkę. Ta nie zawodzi, chociaż nie jest to też gra, do której przyzwyczaiło nas to studio Ubisoftu. Autorzy bardziej skupili się na zagadkach logicznych i fabule (o niej wspomnę trochę później). Mimo to udało im się umieścić kilka poziomów wymagających refleksu, a przy okazji będących ich znakiem rozpoznawczym – tak, są poziomy muzyczne. Jak zawsze przygotowane świetnie i zmyślnie wykorzystujące muzykę klasyczną. Pozostałe, o czym wspomniałem przed chwilą, opierają się na prostych szaradach do rozwiązania, co głównie wiąże się z bieganiem po mapie w poszukiwaniu jakichś przedmiotów albo odpowiednim ułożeniem wajch. Czasami jako urozmaicenie wprowadzone są sekwencje QTE, chociaż ich błędne wykonanie nie jest karane, próbować można bez końca. Nie ma tu nic naprawdę wybitnego, dobra rzemieślnicza robota, jednak rozgrywka nie ma grać pierwszych skrzypiec, bo o wiele ważniejsza jest fabuła.
Czterej pancerni i pies
O niej można by powiedzieć naprawdę wiele, jednak ciężko przy tym nie zdradzić istotnych szczegółów. W trakcie rozgrywki wcielimy się w czworo bohaterów: Niemca, Francuza, Amerykanina oraz Belgijkę, natomiast towarzyszyć im będzie czworonóg, który zawsze poda pomocną łapę. Każde z nich ma swoje własne problemy i swoją własną historię. Na przekór losowi, rzucającemu ich w różnych kierunkach, zawsze jakoś odnajdą się w wojennej zawierusze i chociaż wydają się tylko zbitką pikseli, to można się do nich przywiązać poprzez kilka niezłych chwytów zastosowanych przez scenarzystów.
Nie będę ukrywał, że przeczytałem już kilka recenzji Valiant Hearts na innych stronach. Fabuła jest tam wspominana jako nierówna, przewidywalna i ogólnie dość prosta. Muszę się z tym nie zgodzić. Być może nie jest to gra dokumentalna, bohaterowie są zmyśleni, a tylko tło ma być prawdziwe, lecz autorzy chcieli się dostosować do historii, tej naszej, prawdziwej z lat 1914-1918. Twisty fabularne nudzą się po pierwszym razie, bo wciąż jest powielany jeden i ten sam zabieg. Wiele razy niemożliwe sytuacje się powtarzają i powtarzają, i chociaż ani w grze, ani w filmie, ani nawet w książce byśmy w to nie uwierzyli, to prawdziwe życie potrafi tak zaskakiwać. Dokładnie to zostało odzwierciedlone w grze, po wielokroć powtarza się podobny schemat, w innych grach zwany płycizną fabularną, jednak tutaj raczej trzeba by rzec, że stara się on postawić ją bliżej prawdy historycznej. Wystarczy poczytać wspomnienia żołnierzy z dowolnej wojny, prawie zawsze są tam historie nieprawdopodobne, w które ciężko uwierzyć. Muszę przyznać, że sam też miałem dość tych ciągłych powtórzeń, a dopiero sam koniec gry kazał mi zmienić podejście, bo cała ta produkcja to hołd dla walczących, byśmy pamiętali ich i ich poświęcenie. Być może to banał, ale podany w sposób naprawdę świetny i trafiający do serca.
Kończąc już tę recenzję (jak na mnie dość krótką;)), pora chociaż kilka słów poświęcić stronie audiowizualnej. Przede wszystkim grafika znowu nie zawodzi, jak chyba w każdej produkcji opartej o silnik UbiArt. Postacie są mocno przerysowane w komiksowym stylu, ale przez to od razu ich wygląd kojarzy się z odpowiednimi cechami charakteru. Nie można też w żaden sposób przyczepić się do akcji na ekranie, która nie tylko zawiera ładne efekty, ale także posiada żywy drugi plan, a nawet trzeci. Statyczne obrazy są umieszczane wyłącznie w momentach, które są wymuszone przez fabułę, we wszystkich innych ciągle coś się dzieje. O poziomach muzycznych wspominałem już wcześniej, więc nie będę się powtarzał, natomiast warto jeszcze napomknąć o dialogach prowadzonych przez bohaterów. Każdy z nich mówi w swoim ojczystym języku, chociaż lekko zniekształconym, w pierwszym momencie brzmiącym trochę jak burczenie. Jeśli jednak nie jesteśmy kształceni w kilku językach, to nie ma się co przejmować, bo jednocześnie przy postaciach pojawiają się dymki ilustrujące o co chodzi (a dla leniwych są zawsze napisy). O reszcie efektów dźwiękowych można powiedzieć, że stoją na standardowo wysokim poziomie, chociaż nie zapadną raczej na dłużej w pamięć.
Ostatkiem sił wspomnę jeszcze o pewnych małych problemach technicznych. Te raczej związane są z portem PC, bo gra pierwotnie powstawała na konsole. Chodzi o wykrywanie pada. Mam oryginalnego xboksowego, a mimo to gra potrafiła mi go wykrywać na wielorakie sposoby: raz jako pad do PlayStation, innym razem upierała się przy tym, że mam grać wyłącznie na klawiaturze, a tylko co któryś raz zgodnie z prawdą stwierdzała, że to pad Microsoftu. Nie jest to wina sprzętu, bo błędy pojawiały się zawsze w tych samych momentach, więc tu minus dla ekipy portującej.
Można narzekać, że gra nie zwala rozgrywką z nóg, że nie istnieje jakiś jeden przeciwnik (choć przez część gry jest ktoś, kto mógłby nim być) albo że w zasadzie ciężko szukać prawdziwego wroga. Gdyby patrzeć na Valiant Hearts z perspektywy wyłącznie growej to trzeba by ją określić jako średniaka wyróżniającego się wyłącznie grafiką i poziomami muzycznymi. Dla osób świetnie obeznanych z historią nie będzie tu raczej nic nowego, również dla graczy, których interesuje wyłącznie świetny gameplay, ale reszta niech spróbuje, bo warto. Jeśli nie za te pieniądze, to później w jakiejś wyprzedaży.
PS. Wzorem Marvela jest scena po napisach, więc tym razem ich nie omijajcie.