Sny, jakże przyjemnie jest przenieść się do krainy pełnej przygody, doprawionej zbiegiem abstrakcyjnych sytuacji. Podczas beztroskiego dzieciństwa, zafascynowani tym zjawiskiem, niejednokrotnie wpadaliśmy w słodkie objęcia Morfeusza z nadzieją na kolejną niezwykłą podróż. Nękani przez złe sny, budziliśmy się z nadzieją, że to tylko wytwór naszej wyobraźni. Jednak co jeśli koszmar staje się rzeczywistością?
Odpowiedź na to pytanie przybliżą nam losy pewnego dość niezwykłego chłopca, któremu poświęcimy dziś chwilę. Bulb Boy to tytułowy bohater przygodówki point and click utrzymanej w klimacie grozy wydanej 29 października tego roku na pecety przez polskie studio Bulbware. Chłopiec Żarówka wraz z dziadkiem Naftalinem oraz swoim pupilem Ćmopsem, jak prawdopodobnie większość dzieci w jego wieku, wiedzie dość sielankowe życie. Niestety pewnej nocy wszystko ulega zmianie.
Zbudzony, niepewnym krokiem opuszcza swój pokój, by przekonać się, że został całkiem sam. Jego bliscy zniknęli, a mrok spowił Żarówkową Willę. Nieświadom niebezpieczeństwa, wyrusza by rozwikłać zagadkę zaginięcia krewnych, stawiając tym samym czoła kreaturom czającym się z każdego kąta.
Podczas tej przygody przemierzamy rozmaite zakamarki naszego domu – od sypialni, przez kuchnię, aż nawet po ścieki kanalizacyjne. Tak, dobrze przeczytaliście. Jeżeli należycie do tej bardziej wrażliwej grupy odbiorców, to decydując się na ową pozycję, miejcie świadomość sporej ilości… fekaliów.
Bulb Boy to szablonowa gra przygodowa. Podczas naszej podróży zbieramy rozmaitej maści przedmioty, które mniej lub bardziej przydają nam się w przyszłości. Niestety na próżno szukać tu zbyt wielu minigier czy nietuzinkowych zagadek, jak choćby w Machinarium czy Botaniculi. Mimo niskiego poziomu trudności produkcja ta przepełniona jest podpowiedziami, co rzecz jasna czyni ją jeszcze łatwiejszą. Gra sprowadza się do przeklikiwania się przez kolejne lokacje z uporem maniaka. Czas przejścia oscyluje między 2 a 2,5 godzinami, a to i tak wynik osiągnięty przy niespiesznej rozgrywce. Nie da się ukryć, że jest to trochę mało jak za cenę 9,99 €.
Czas ten może wydłużyć co najwyżej podziwianie widoków, które są najmocniejszym punktem gry. Oprawa graficzna absolutnie mnie zaskoczyła. Bazuje ona głównie na zielonej kolorystyce, pogłębiając mroczny klimat. Kreskówkowa stylistyka animacji idealnie wpasowuje się w horrorową scenerię. Muzyka za to pozostawia wiele do życzenia. Zapętlane utwory są na tyle bezbarwne, że łatwo mogą przyprawić o znużenie.
Czuję ogromny niedosyt po przejściu tej produkcji. Nastawiona na polskie Machinarium, otrzymałam zaledwie namiastkę żarówkowego projektu, który w moim odczuciu posiadał potencjał na coś znacznie większego. Liczę, że w przyszłości ekipa Bulbware, wzbogacona doświadczeniem, będzie w stanie nas jeszcze czymś zaskoczyć.
A tymczasem – jeśli zobaczycie kiedyś Bulb Boya na steamowej promocji za cenę godną dwóch godzinek rozgrywki, a co najważniejsze, nie boicie się beboków, to możecie śmiało dać mu szansę.