Kto nigdy nie marzył o zostaniu Kosmicznym Pionierem? Ach, przemierzać gwiazdy, asteroidy i czarne dziury ku chwale ludzkości. Teraz masz na to szansę, kadecie! Spokojnie, będziesz odpowiedzialny za konserwację sprzętu i pozbywanie się uciążliwych szkodników na stacjach badawczych, nie masz się czego bać.*
*Na każdej z nich czekać na ciebie będzie wroga fauna, flora, roboty, i olbrzymie stwory klasy BOSS. Zwrotów nie przyjmujemy.
Space Pioneer to twin-stick shooter z elementami RPG. Ziemskie kolonie na odległych planetach wymagają pomocy, na każdej z nich trzeba naprawić uszkodzone maszyny, wysadzić gniazda obcych, przejąć wrogie drony i tak dalej. Pojawiamy się na nich, biegamy od punktu do punktu z naszym pociesznym robocikiem pomocnikiem, czasem trzeba chwilę postać w jednym miejscu a czasem coś zniszczyć. Każda planeta oferuje trzy misje, jeden lub dwa cele główne i coś pobocznego – przejdź tę planetę z laserem na poziomie piątym, pokonaj bossa bez utraty życia lub nie przegrzej broni ani razu. A to wszystko strzelając do wrogów. Bardzo wielu wrogów.
By ich pokonać do dyspozycji dostaniesz wiele rodzajów broni, od zwykłego karabinu, przez strzelbę, po laser, działo śmierci, granatnik czy nawet miecz. Do tego dobiera się 3 dodatkowe akcesoria: wieżyczka z laserem, miny, apteczka, chwilowa nieśmiertelność i wiele więcej. By to wszystko dopełnić trzeba zdecydować się na jedną z trzech klas postaci – szybka z mniejszą ilością życia, tank, oraz coś pomiędzy. Każdy z tych klas ma specjalne umiejętności dostępne tylko dla niej, a bronie, przedmioty oraz zdolności możemy ulepszać za walutę zdobywaną w trakcie rozgrywki.
Na początku swojej gwiezdnej kariery spotykamy pierwszego bossa, złego Xeldara. Po porażce odlatuje on na odległą planetę numer 62. Naszym celem jest przejść każdą z tych plansz po kolei, dotrzeć wreszcie do niego i pokonać na dobre. A potem? Tryb nieskończony, czyli cała masa planet z (podejrzewam) losowo wygenerowanymi misjami. Jedno osiągnięcie wymaga dojścia do planety numer 250, trochę tego na pewno jest. Planety dzielą się na rozdziały, po 3-8 sztuk w każdym, zazwyczaj w środkowej planecie i na ostatniej czeka na nas boss. Byli całkiem różnorodni w kwestii designu i rodzajów ataków, ale na większość stosowałem jedną prostą taktykę – wziąć ze sobą wieżyczki i to im zostawić większość roboty, a samego bossa spróbować zaciąć na jakimś elemencie mapy i ubić z oddali.
SP przyszło na Switcha z telefonów i to widać. Grając można odczuć, że gra się w produkcję na smartfony, często lecą skrzyneczki, a aby ulepszać bronie i sprzęt potrzebne są nam karty. Wygląda bardzo jak darmowa produkcja, w której za parę groszy dokupić można kolejne ułatwienie. Jednak w wersji na Switcha nie ma w ogóle żadnych dodatkowych zakupów. Podejrzewam, że trochę zwiększono częstotliwość wypadania lootu, żeby nikt nie tęsknił za płatną pomocą, dostajemy tego w grze naprawdę dużo. Gra nie straciła nic w mojej ocenie na zmianie modelu biznesowego, za 40 złotych jest w niej dużo zawartości i zabawy, gdybym grał w to na telefonie pewnie musiałbym wydać podobną ilość gotówki, żeby się dobrze bawić. Zresztą, produkcje QubicGames bardzo często trafiają na promocje, a Space Pioneer było nawet do zgarnięcia za darmo całkiem niedługo po premierze.
Całą grę można przejść w trybie kooperacji w aż cztery osoby, niestety tylko lokalnie. Pograłem chwilę ze znajomym, każdy dostał swojego pojedynczego Joy-Cona. Bardzo trudno było to ustawić, gra z jakiegoś powodu nie rozumiała, że chcemy grać każdy z jednym padem i ustawienia przycisków były taki, jak gdyby Joy-Cony dalej były połączone. W końcu udało się włączyć poziom, jednak wciąż w trakcie gry były jakieś problemy, zniknęły przyciski włączenia pauzy, więc żeby wyjść do menu trzeba by wyłączyć grę lub przejść poziom, a mając tylko jedną gałkę trzeba nią poruszać postacią a strzelać można tylko przed siebie, wiadomo, twin-stick shooter. W Enter the Gungeon postacią obraca się żyroskopem, co również nie jest zbyt wygodne, ale jest to jakieś rozwiązanie.
Jeśli chcecie więc pograć w Space Pioneer w kilka osób, lepiej zaopatrzcie się w parę zestawów Joy-Conów albo Pro Controllerów. Sterowanie można więc poprawić za pomocą odpowiedniego sprzętu dzięki czemu można grać bez końca, w teorii idealna gra do wspólnego grania. Sporo umiejętności zresztą odnosi się bezpośrednio do rozgrywki w kilka osób, premie do leczenia innych graczy czy wzmacnianie ich, tryb ten nie został więc dodany na ostatnią chwilę. Ale czy warto? Przez małą różnorodność misji szybko zaczynają się robić nużące, a wszystkie planety są do siebie łudząco podobne. Nie ma tutaj takiej dobrej zabawy ze strony samej rozgrywki, żeby dobrze się bawić przez dłuższy czas w co-opie. Nie wyobrażam sobie grupy ludzi, która umawia się na granie w Space Pioneer, są do tego zdecydowanie lepsze gry.
Gra z korzeniami w mobilkach, ale nie trzeba się tego bać. Można pobawić się naprawdę nieźle, lecz nie jest to z pewnością gra dla każdego. Osobiście bardzo lubię gry, które mają wyznaczone czytelne cele do osiągnięcia. Przechodziłem kolejne poziomy, wypełniałem misje, ulepszałem przedmioty oraz bronie, a osiągnięcia były moimi celami nadrzędnymi. Spędziłem w tej grze 10 godzin, chcąc zdobyć wszystko spędziłbym pewnie kolejne 20, a mając pod ręką znajomych chętnych do grania można by do tego dołożyć kolejne godziny. Można, ale ja tego nie zrobię. Każda kolejna planeta jest w gruncie rzeczy taka sama, a po ukończeniu głównego wątku fabularnego, gdy zaczynają się zapętlać, to już do potęgi. Jeśli jesteś maksującym freakiem polecam sprawdzić, do grania w co-opie mogę polecić, ale nie spodziewajcie się długiej rozgrywki, raczej szybko rzucicie tę grę i wrócicie do Diablo czy Gungeona.
Egzemplarz gry do recenzji dostarczyła agencja Wire Tap Media.