Przeglądasz: Felietony

Kategoria nadrzędna

O wirtualnej rzeczywistości słyszymy wciąż więcej i więcej. Kolejni producenci prezentują swoje pomysły na VR (Virtual Reality), a według analityków w 2016 roku sprzedaż tego typu urządzeń ma dobić do 5 milionów egzemplarzy. Czy wirtualna rzeczywistość okaże się hitem czy może podzieli losy 3D, które, mimo szerokiej promocji, wciąż jest tylko ciekawostką, a nie wynalazkiem, który w domowych pieleszach bawi miliony? Jak wygląda historia wirtualnej rzeczywistości?

Za każdym razem, kiedy powracam do STALKER-a, czuję jakbym stąpał po dobrze znanej mi ziemi, tym bardziej gdy za oknem na niebie wolno suną ołowiane chmury, a wiatr na spółkę z listopadowymi przymrozkami przypomina, że to już jesień. Do tej pory roku dorzućmy spuściznę, na jaką ciężko pracował komunizm: zapomniane PGR-y tuż nieopodal porzuconych fabryk, czerwona cegła mieszająca się ze spękanym tynkiem i pokruszonym betonem, eternit oraz wszechobecna korozja. Gdyby zabrakło otaczających nas zadbanych domów i supermarketów, nagle okazałoby się, że Zona to nie wycinek Ukrainy, nie odległe, dla wielu mityczne miejsce katastrofy, ale fragment dowolnego miejsca wschodniej Europy (w tym Polski) sprzed kilkunastu lat. Bez anomalii, polujących mutantów czy ludzi gotowych za kilka rubli i garść amunicji wpakować nam kilka kul, by ze spokojnym sumieniem ruszyć dalej, zajmując się swoimi sprawami.

Dziś bardzo osobiście o jednej z mojej ulubionych serii wszech czasów. „Wormsy” umilały mi deszczowe popołudnia i nudne posiedzenia w szkolnej świetlicy, a moim wielkim marzeniem było zawsze odwiedzić siedzibę Team 17. Jeśli materiał ten spotka się z waszą aprobatą i zgromadzi dość wyświetleń, podeślę go do autorów Wormsów. Kto wie, może pozwolą mi wpaść do ich siedziby i nakręcić jakiś interesujący materiał o idolach mojego dzieciństwa!

Pod koniec minionego roku mieliśmy wręcz natłok tekstów podsumowujących i wszelkiej maści zestawień. Chyba każdy serwis pokusił się o stworzenie jakiejś listy najlepszych produkcji 2014, nawet my przedstawiliśmy naszą topkę. Minął jednak Sylwester i jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać przeglądy tytułów z premierami w nadchodzących miesiącach. Nie sądzę, by kolejny taki tekst miał sens, bo sami bez problemu odnajdziecie te już istniejące w sieci, zatem niech to będzie raczej pewien przewodnik po pozycjach, które z jakiegoś względu przykuły mój wzrok. O niektórych być może padnie tylko słówko lub dwa, a inne zasłużą na cały akapit, ale niezmienne każda z nich zdołała mnie zainteresować na tyle, bym chciał poświęcić na nie czas i pieniądze.

Każdy z nas czasami nudzi się w pracy. Nieważne, czy jesteś pracownikiem stacji paliw, urzędnikiem, stróżem nocnym czy taksówkarzem – bezczynne siedzenie w oczekiwaniu na klienta czy nerwowe spoglądanie na zegarek nie należy do najprzyjemniejszych czynności w życiu.

Im bardziej czekamy na dany tytuł, tym bardziej wywindowane stają się nasze oczekiwania względem tego, jak dobry będzie. Byle tylko się nie rozczarować…

Shovel Knight to gra, która próbuje emulować swoim stylem klasyczne tytuły epoki NES-a. Mimo to, przyglądając się jej wystarczająco uważnie znaleźć można szereg nieścisłości, które zdradzają jej współczesną naturę. Nakreślając style estetyczny i sposób rozgrywki tytułu, mieliśmy w zamyśle kilka celów. Zamiast odtwarzać możliwości tej konsoli, chcieliśmy stworzyć wizję ośmiobitowej gry obserwowanej przez różowe okulary.

Poniższy tekst stanowi serię przemyśleń i ogólnych obserwacji autorki. Jej prywatnego zdania nie należy brać sobie do serca, zachęcamy jednak do zastanowienia i podzielenia się własnymi spostrzeżeniami w komentarzach. Życzymy miłej zabawy!

Włączając radio czy idąc do galerii handlowej, do naszych uszu dociera „Last Christmas” bądź inne „Jingle Bells”, a ubrani na czerwono staruszkowie uśmiechają się z reklam, opakowań w sklepach lub zza sztucznej brody miastowych przebierańców. Po ulicach natomiast wala się igliwie z wykarczowanych połaci sosen i świerków, sprzedawanych na każdym rogu, a do tego dziś wigilia. Dla jednych koniec przygotowywań, a początek kilku dni świątecznego lenistwa, dla innych dzień jak co dzień.