Przeglądasz: Publicystyka

Kategoria nadrzędna Recenzje Felietony Top Listy Gry Planszowe

Jakże przyjemnie snuć fantazje o przyszłości pełnej sukcesów, bogactwa czy przygód. Gdyby tylko spróbować coś w tym kierunku zrobić… Gdyby tylko realizacja przychodziła równie łatwo, jak marzenia. Czy pamiętacie może wszystkie sytuacje, w których zdarzyło wam się odłożyć coś na później? Założę się, że podobnie jak w moim przypadku – było ich wiele. Ach, lenistwo! Słodyczy błogiego nieróbstwa, jakże jesteś zgubna!

Popularyzacja gatunku hack and slash rozpoczęła się na dobre wraz z premierą drugiej części Diablo. Mroczny świat fantasy zamieszkiwany przez tabuny wrogów ochoczo wstępujących pod miecz prowadzonego bohatera, był dobrym powodem do zarywania nocek. Oczekiwanie na sowite wynagrodzenie pod postacią legendarnej zbroi czy nowego narzędzia destrukcji spędzało sen z powiek graczy z całego świata. W produkcji Blizzarda rozgrywka sprowadzała się do jednej podstawowej idei – masakrowania setek przeciwników po to, by móc ograbić ich zwłoki ze złota, mikstur i przedmiotów, przy okazji wbijając kolejny poziom postaci. Zdobywane przy awansie punkty pozwalały rozwijać statystyki bądź zdolności herosa, by z jeszcze większą efektywnością powtarzać cały wcześniej przedstawiony schemat. Dzięki
szczątkowej ilości fabuły gracze mogli koncentrować się na ciągłej walce i udoskonalaniu swojego alter ego, a losowo generowane etapy rodem z roguelików przedłużały przyjemność czerpaną z przemierzania zdominowanej przez zło krainy.

Wojna i gry Bethesdy najwyraźniej nigdy się nie zmieniają. Fallout 4 to solidna przygoda dla fanów trójki, ale mimo szeregu usprawnień względem poprzednika, widać w nim również coraz wyraźniejsze odejście od RPG-owych korzeni serii.

Internet kocha koty. Puszyste, urocze a nawet zrzędliwe – bez względu na rasę oraz wygląd, są uwielbiane i oglądane przez miliony. Czy kiedykolwiek myśleliście o tym, by choćby na chwilkę stać się kotem? Rozkosznym, zadziornym indywidualistą, który wbrew wszystkiemu zawsze podąża własnymi ścieżkami? Jeśli odpowiedź brzmi tak, to dzisiejsza recenzja może Was zainteresować.

Kojarzycie tego mema, gdzie porównuje się fotografie dziecinnych aktorów ze zdjęciami po osiągnięciu przez nich dojrzałości z podpisem „puberty done right”? Albo pamiętacie opowieść o brzydkim kaczątku Hansa Christiana Andersena, które wyrasta na przepięknego łabędzia? Sid Meier’s Civilization: Beyond Earth było właśnie takim szkaradnym, mało rozgarniętym tworem od Firaxis. Ostatnia produkcja amerykańskiego studia nawet nie dorastała do pięt swojej starszej poprzedniczce, Sid Meier’s Civilization V, czego fani serii nie mogli im wybaczyć. Ale jakiś czas temu na horyzoncie pojawiło się światełko nadziei, czyli pierwszy dodatek o podtytule Rising Tide. Czy najnowsze rozszerzenie zrobiło z Beyond Earth zjawiskowego, kosmicznego łabędzia?

Sequel do rebootu Tomb Raidera z 2013 roku narobił wśród graczy sporo zamieszania, gdy okazało się, że przez pewien czas dostępny będzie wyłącznie na konsolach Microsoftu. Dla posiadaczy innych platform jeszcze gorszą informacją będzie fakt, że jest to gra diabelnie dobra!

Sny, jakże przyjemnie jest przenieść się do krainy pełnej przygody, doprawionej zbiegiem abstrakcyjnych sytuacji. Podczas beztroskiego dzieciństwa, zafascynowani tym zjawiskiem, niejednokrotnie wpadaliśmy w słodkie objęcia Morfeusza z nadzieją na kolejną niezwykłą podróż. Nękani przez złe sny, budziliśmy się z nadzieją, że to tylko wytwór naszej wyobraźni. Jednak co jeśli koszmar staje się rzeczywistością?

Za każdym razem, kiedy powracam do STALKER-a, czuję jakbym stąpał po dobrze znanej mi ziemi, tym bardziej gdy za oknem na niebie wolno suną ołowiane chmury, a wiatr na spółkę z listopadowymi przymrozkami przypomina, że to już jesień. Do tej pory roku dorzućmy spuściznę, na jaką ciężko pracował komunizm: zapomniane PGR-y tuż nieopodal porzuconych fabryk, czerwona cegła mieszająca się ze spękanym tynkiem i pokruszonym betonem, eternit oraz wszechobecna korozja. Gdyby zabrakło otaczających nas zadbanych domów i supermarketów, nagle okazałoby się, że Zona to nie wycinek Ukrainy, nie odległe, dla wielu mityczne miejsce katastrofy, ale fragment dowolnego miejsca wschodniej Europy (w tym Polski) sprzed kilkunastu lat. Bez anomalii, polujących mutantów czy ludzi gotowych za kilka rubli i garść amunicji wpakować nam kilka kul, by ze spokojnym sumieniem ruszyć dalej, zajmując się swoimi sprawami.

Kampania Halo 5 to przygoda, którą najlepiej rozpocząć w grupie. Opowieść o losach Spartan z drużyn „Niebieskiej” i „Ozyrysa” jest doświadczeniem pisanym bardzo ostrożnie, bez niepotrzebnych zmian, które mogłyby za bardzo zmienić sprawdzoną formułę gry. A i tak nie udało się uniknąć kilku kontrowersyjnych decyzji.