1998 to był rok, w którym powstały takie wielkie hity jak: „Xenogears”, „Mario Party”, „Metal Gear Solid” albo „Final Fantasy Tactics”. W gąszczu świetnych i głośnych premier znalazła się także omawiana dzisiaj druga odsłona łowcy dinozaurów – Turoka. Mamy aktualnie rok 2017, a na naszych pecetach niedawno zagościł „Turok 2: Seeds Of Evil Remastered”.
Zacznijmy może od tego, co niestety nie uległo odświeżeniu, czyli od sztampowej fabuły. Po wyeliminowaniu ciemnych sił z pierwszej odsłony gry, nowe zło zostało wybudzone z „Zapomnianego Świata”. Jest nim okrutny Primagen, który zbiera swoją armię oraz sojuszników, aby opanować wszystkie planety w galaktyce. Ziemia jest zagrożona, a naszym celem jest oczywiście powstrzymanie potężnego agresora.
Na szczęście fabuła nie jest najważniejszą cechą omawianego shootera. Turok charakteryzuje się szybkim gameplayem, ciekawą strukturą poziomów oraz interesującym arsenałem. Do tego odpalając grę w 60 klatkach na sekundę i w Full HD, serduszko zamarło mi z radości. Animacja przeciwników jest przecudowna. Twórcy sprawili, że świat stał się o wiele bogatszy w szczegóły i nie zapomnieli, aby HUD dostosować do dzisiejszych standardów. Jakby tego było mało, w nasze ręce trafia ogrom opcji graficznych, dających całkiem spore pole do popisu. Dodatkowo otrzymujemy tryby oraz kody umożliwiające całkowitą zmianę modeli albo animacji. Strzelanie do przeciwników z ogromnymi głowami, nigdy nie było tak bardzo relaksujące. Przyczepić mogę się tylko do tekstur, które nie są zbyt piękne, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z tytułem wydanym pierwotnie na konsolę Nintendo 64!
Gameplay jest bardzo szybki i nie daje zbyt wiele czasu na złapanie jakiegokolwiek oddechu. Jesteśmy bombardowani przeróżnymi rodzajami przeciwników i nie wszystkich da się unicestwić bezmyślną szarżą. Ponadto lekarstwa na obcych mamy całkiem sporo. Od klasycznej strzelby do takich cudeniek, jak „Cerebral Bore”, który wystrzeliwuje samonaprowadzające wiertła wbijające się w mózg obcego, aby na końcu eksplodować i spowodować natychmiastową śmierć osobnika. Brzmi czadersko? Jeszcze jak! A w posiadaniu możemy mieć także łuk z wybuchającymi strzałami, paralizator, który wielokrotnie uratuje nas przed potężniejszymi przeciwnikami, albo Shreddera – zmodyfikowaną strzelbę obcych (Sparaliżuj, a potem strzelbą w łeb!). W dostępnym arsenale jest ponad 20 giwer, a gra stara się, aby udało się znaleźć zastosowanie dla każdej z nich.
Poza świetną adaptacją już istniejących elementów udało się w wersji zremasterowanej usunąć kilka bolączek znanych oryginału z 1998 roku. Denerwująca mgła została wyeliminowana, dodano możliwość wyboru oryginalnej ścieżki dźwiękowej z N64 oraz znaczniki questowe. Ta ostatnia kwestia jest dość istotna, ponieważ największą bolączka pierwowzoru była nawigacja po planszach zaprojektowanych jako wielopoziomowe labirynty, które w późniejszych rundach potrafią przyprawiać o wielki ból głowy. Na każdym poziomie należy wykonać czynności przekazane przez naszą towarzyszkę Adonę oraz zdobyć wszystkie klucze i talizmany, które są niezbędne do zakończenia gry. W oryginale to było o tyle kłopotliwe, że nie wiedzieliśmy, gdzie mamy się kierować, aby wykonać daną misję, a twórcy sprytnie poukrywali niektóre przełączniki i przejścia do innych lokacji. Dodane znaczniki ułatwiają grę i czynią bardziej przystępną dla mniej hardcore’owego gracza, a mimo to udało się uniknąć prowadzenia za rączkę. Często będziemy błądzić i wracać do poprzednich lokacji, gdyż produkcja jest silnie nastawiona na backtracking.
Podsumowując moje wywody, śmiem stwierdzić, że w Remaster Turoka 2 warto zainwestować każdą złotówkę. Jeżeli nigdy przedtem nie graliście w grę z tej serii, to możecie na spokojnie zacząć swoją przygodę od drugiej odsłony. Jest wymagająca, satysfakcjonująca i z pewnością grywalna. Pełen Old-School w dobrym stylu! „I AM TUROK!”
Recenzja oparta o cyfrowe wydanie PC gry zakupione przez recenzenta.