Przeglądasz: Recenzje gier

Kategoria nadrzędna MGW

Pamiętacie przygody Connora? To dopiero było rozczarowanie. A teraz wyobraźcie sobie, że ktoś wywalił z tej gry wszystkie nietrafione pomysły, a w zamian dołożył to co najlepsze w żywocie karaibskiego pirata! Taki jest Assassin’s Creed IV: Black Flag, gra sama w sobie bardzo udana, ale dopiero w porównaniu z poprzednikiem widać, jak wyraźny to krok naprzód w tej nieco skostniałej serii. Tytuł dostępny jest na PC, PS4, XOne, PS3, X360 i WiiU.

Miau! W swojej najnowszej przygodzie Mario dostaje kota na punkcie zbierania gwiazdek i stempelków. „Trójwymiarowy świat” to naszym zdaniem jedna z najlepszych odsłon cyklu Super Mario! Nasza recenzja spróbuje wyjaśnić wam dlaczego.

Przed rozpoczęciem gry bardzo obawiałem się spotkania z tym tytułem. Mając na uwadze poprzednie odsłony, aż skręcało mnie na samą myśl o identycznej rozgrywce, nudnym bohaterze i miałkiej fabule toczącej się od kilku lat i nie potrafiącej przestać. I, prawdę mówiąc, był to jeden z największych błędów w moim życiu. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że Black Flag to najlepszy Assassin’s Creed, jakiego wydano do tej pory. Zmian nie ma wiele, więc gra nie jest może czymś rewolucyjnym, bo w głównej mierze napotkamy tu stare schematy ulepszone i dopasowane do obecnego klimatu.

Cykl Gran Turismo jest jednym z najbardziej przełomowych w ramach nie tylko gier wyścigowych, ale i całej elektronicznej rozrywki. Stawiająca w dużej mierze na realizm, marka wielokrotnie zawładnęła sercami graczy, a każda jej odsłona cieszyła się świetnymi wynikami sprzedaży. Nic w tym dziwnego – produkcje te za każdym razem cechowały się piękną oprawą wizualną, niezwykle przyjemną rozgrywką i pasją w odwzorowaniu każdego detalu tego, co w serii Gran Turismo najważniejsze – samochodów i ich prowadzenia.

Zadanie z pewnością nie było łatwe. A Crack in Time – poprzednia prawowita odsłona serii – podniosła poprzeczkę bardzo wysoko zarówno jeśli chodzi o grafikę, jak i mechanikę rozgrywki. Wydaje się jednak, że cztery lata przerwy między tamtą częścią a Ratchet and Clank: Nexus wystarczyły, by twórcy mogli nabrać odpowiedniego dystansu i dopracować nowe, świetne pomysły.

Recenzja jednego z najgłośniejszych tytułów startowych na Xboksa One – konsolę nowej generacji firmy Microsoft. Crytek ugiął się niestety pod brzemieniem stworzenia produkcji na nowy „gatunek” sprzętu, co nie oznacza, ze Ryse powinien zostać automatycznie skreślony z listy zakupów graczy. Więcej w naszym materiale wideo!

“World of Warplanes” wydawać się będzie podejrzanie znajome użytkownikom poprzedniej produkcji studia – czołgowego MMO “World of Tanks”. Obie gry są bowiem częścią tego samego cyklu tytułów o wojennych zmaganiach. Mylić się będą jednak ci, którzy zignorują “samoloty”, sądząc, że są one zwyczajnie kalką “czołgów”. Sposób prowadzenia rozgrywki w powietrzu różni się od wojny naziemnej pod każdym względem.

Krótka recenzja nowych przygód Apollo i Phoeniksa. Ciężka do zawarcia w formie wideo, bo nie dość, że jest głównie „tekstówką”, to na dodatek od wielu, wielu lat nie zmieniła się zbytnio. Dla fanów cyklu oznacza to oczywiście dobre wieści, bo seria trzyma stały, równy poziom.

Powyższą tezę wysuwam na podstawie mojego obcowania z A-Men 2 – strategiczno-zręcznościową grą autorstwa polskiego studia Bloober Team. Początkowo wyglądała jak prosta, przyjemna platformówka z rysowaną grafiką 2D. Wkrótce jednak przekonałem się o ukrytych w niej pokładach trudności, która sprawia, że nasz mózg rozgrzewa się do czerwoności.

Prawdopodobnie ten tok myślenia doprowadził do stworzenia i wydania gier, które można określić horrorami. Alone in the dark, Resident Evil, Silent Hill, to przedstawiciele tego gatunku w głównym nurcie, jednak i twórcy niezależni nie mają się czego wstydzić. Niskobudżetowe gry, takie jak Amnesia i Slender często przerażają dużo skuteczniej i w bardziej wysublimowany sposób niż ostatnie odsłony najlepiej sprzedających się serii. Nie przepadam za horrorami, które w prymitywny sposób, straszą odbiorcę wyskakującymi na ekran potworami. Według mnie, to po prostu wykorzystanie odruchów bezwarunkowych, a nie sztuka straszenia. Zdecydowanie wolę, gdy, dzięki odpowiednim zabiegom scenariusza i jego audiowizualnej oprawy, groza i terror sączą się z głośników i monitora wprost do mego umysłu. Powoli i cierpliwie. Jak woda drążąca skałę. Taki sposób straszenia sprawia, że nie podskakuję na krześle nerwowo, lecz wstając od komputera mam zjeżone włosy na karku i nerwowo oglądam się za siebie.